Zamach stanu? Hołownia uprawia politykę w złym stylu. PiS ma nową inbę, w koalicji iskrzy
PiS ma nową „inbę”. Oto w zeszły piątek marszałek Szymon Hołownia orzekł nieopatrznie w Polsat News, że namawiano go do przeprowadzenia zamachu stanu. I to wielokrotnie! „Wielokrotnie proponowano czy sugerowano mi, czy byłbym gotowy przeprowadzić zamach stanu”. Dodał, że nie chodzi mu o zamach stanu w ścisłym znaczeniu prawnym.
Zamach stanu w sensie ścisłym
Wedle prawa zamach stanu to spiskowanie przeciwko niepodległości bądź użycie siły przeciw organom państwa celem przejęcia władzy. Rzecz jasna Hołownia wyraził się metaforycznie. Chodziło mu o to, że ewentualna odmowa przeprowadzenia 6 sierpnia zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na prezydenta albo odłożenie go do czasu ostatecznego ustalenia liczby głosów oddanych w drugiej turze wyborów wywołałoby ogromny kryzys polityczny. Byli tacy, którzy namawiali marszałka do takiego kroku, ale on się nie zgodził. I tyle. Przywoływanie w tym kontekście – nawet retorycznie – kategorii zamachu stanu było po prostu nieodpowiedzialne.
Dzień później w Pabianicach odniósł się do słów marszałka Donald Tusk: „Niepoważne słowa mogą zrodzić poważne konsekwencje”. Otóż to. Teraz Szymon Hołownia będzie musiał rozmawiać o „zamachu stanu” z odchodzącym Andrzejem Dudą, który bardzo się sprawą zainteresował, a być może nawet z prokuratorem, bo pół roku temu prezesowi Trybunału nie-Konstytucyjnego Bogdanowi Święczkowskiemu udało się z pomocą nieodwołanego jeszcze ze stanowiska zastępcy prokuratora generalnego Michała Ostrowskiego zainicjować śledztwo w sprawie „zamachu stanu”, jakim miał być całokształt działań nowej władzy na rzecz przywrócenia praworządności i porządku konstytucyjnego.