Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Notatnik polityczny. Tusk i Kaczyński w sytuacji paradoksalnej. A Hołownia ma sprytny plan

Szymon Hołownia i Donald Tusk na konferencji prasowej Szymon Hołownia i Donald Tusk na konferencji prasowej Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Na półmetku kadencji sprawdzamy sytuację Tuska i Kaczyńskiego: jeden jest silniejszy wśród słabszych, drugi – słabszy wśród silniejszych. Znamy też nowy plan Szymon Hołowni. Jaki jest? Sprytny!

Dwulecie kadencji parlamentu zostało dość powszechnie potraktowane jak półmetek rządu. Ekipa Donalda Tuska została wszechstronnie pochwalona i (częściej) przeczołgana za spełnienie i niespełnienie obietnic wyborczych oraz za całokształt działalności. Ale my spójrzmy na dzisiejszą sytuację dwóch bohaterów naszej polityki, w tym minionych dwóch lat: Tuska i Jarosława Kaczyńskiego.

Takiego duetu nie zna współczesny świat; próżno szukać ich odpowiedników w zachodniej Europie, bo nawet jak się trafi jakiś niestandardowo długowieczny lider, to bez swojej równie długowiecznej antytezy. A tu proszę – Polak potrafi. Tusk i Kaczyński rządzą swoimi ugrupowaniami od niemal ćwierćwiecza, a od 20 lat – także niemal całością polityki. Półmetek kadencji zastał ich obu w sytuacji paradoksalnej.

Kaczyński i Tusk. Kolejne ostatnie starcie

Obóz Tuska – lubię nazwę centrolew – jest słabszy niż dwa lata temu i pokiereszowany po kampanii prezydenckiej. Bałagan panuje jednak głównie w prowincjach koalicji, centrum trzyma się nieźle. Mamy więc PSL i Polskę 2050 głęboko pod progiem wyborczym i podzieloną lewicę, której część przeszła do opozycji. Ani Nowa Lewica, ani Razem nie mają dziś pewności, że samodzielnie przekroczą próg, choć niewątpliwie znacznie większe szanse mieliby ci pierwsi.

Na tym tle KO wygląda wręcz kwitnąco. Notowania są ciut wyższe niż w 2023 r., Tusk ewidentnie podgryzł koalicjantów i zarazem zachowuje całkowitą dominację nad swoim ugrupowaniem. Nie ma nikogo, kto mógłby mu zagrozić, nie objawił się żaden pretendent do przejęcia władzy nad partią. Jeśli Radosław Sikorski miałby zostać premierem, to dlatego że Tusk by go wyznaczył, a nie dlatego, że by to sobie wywalczył.

Reklama