Dywersja na torach
Dywersja na torach. Taki atak wymaga powszechnej czujności
Uszkodzenie torów na linii kolejowej Warszawa–Dęblin, które według władz nastąpiło w wyniku celowego podłożenia ładunku wybuchowego, podniosło do niespotykanego od lat poziomu alert w Polsce. Jak stwierdził premier, mamy do czynienia z „bezprecedensowym aktem dywersji”: ktoś usiłował wysadzić w powietrze pociąg – a to podejrzenie zagrożenia terrorystycznego o najwyższej skali, bo z potencjalnie masową liczbą ofiar.
W niedzielny poranek ubytek w torowisku na kolejowym szlaku w powiecie garwolińskim zauważył maszynista. Poza załogą pociąg miał tylko dwóch pasażerów, nikomu nic się nie stało. Początkowo dementowano pogłoski o wybuchu, ale w poniedziałek Donald Tusk potwierdził, że uszkodzenie toru było spowodowane eksplozją. Ale na tej samej linii w tym samym czasie odnotowano dwa kolejne – jak to określił szef MSWiA Marcin Kierwiński – „wydarzenia”: uszkodzenie trakcji energetycznej i tzw. obejmy. Z tego powodu w niedzielę wieczorem pociąg z niemal 500 pasażerami na pokładzie musiał nagle zahamować w okolicach Puław. Zwisające przewody wybiły w składzie trzy szyby, na szczęście nikt nie ucierpiał. Władze podejrzewają, że wszystkie te wydarzenia są ze sobą powiązane, a stoją za nimi obce służby.
Wojna hybrydowa prowadzona przez Rosję przeciwko Polsce, Europie i NATO pozwala przypuszczać, że mógł to być kolejny atak ze wschodu. Podejrzenie jest tym bardziej uzasadnione, że linia Warszawa–Dęblin – prowadząca dalej na południowy wschód do Lublina, Chełma, Rzeszowa i na przejście graniczne w Dorohusku – to jeden ze szlaków kolejowych, które przemierzają pociągi łączące Ukrainę z Polską i Zachodem. W tym sensie linia E7 to element infrastruktury krytycznej, a jej przejezdność to forma wsparcia Polski dla Ukrainy.