Notatnik polityczny. Bój to będzie ich ostatni? Nowa Lewica i Razem zwierają szyki przed zażartą walką
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości we wtorek opuścili salę Sejmu wśród oburzonych okrzyków o powrocie komunizmu. Nową odsłonę dyktatury proletariatu miał uosabiać wybór Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu. Ten nieco histeryczny happening musiał być miły sercu lidera Nowej Lewicy, bo nie ma wśród najbardziej zaangażowanego elektoratu anty-PiS lepszej rekomendacji dla polityka niż ciężkie epitety płynące z ust Jarosława Kaczyńskiego i jego podwładnych. PiS chciał Czarzastego upupić, tymczasem pomógł mu się zbudować na starcie w nowej roli, a wszystko według popularnego (nawiasem mówiąc, popularnego głównie na prawicy) hasła: „słychać wycie, znakomicie”.
Nowy marszałek poszedł za ciosem, bo i zakaz sprzedaży alkoholu na terenie Sejmu wprowadzony przy akompaniamencie rzewnego płaczu polityków Konfederacji, i walczące, konfrontacyjne wobec prezydenta Nawrockiego orędzie pomogły mu nabrać politycznego kształtu w nowej funkcji. Ale to tylko uwertura do prawdziwego wyzwania, które stoi przed Czarzastym: jak utrzymać Nową Lewicę w parlamencie następnej kadencji.
Lewice stoczą zażarty bój z progiem
Obie partie lewicowe – Nowa Lewica i Razem – balansują w sondażach na granicy progu wyborczego. Formacja Czarzastego wypada co prawda w badaniach nieco lepiej niż partia Adriana Zandberga i Aleksandry Owcy, ale są to zwykle różnice w okolicach błędu statystycznego. Od początku rozpadu lewicowej koalicji logika polityczna wskazuje, że zwaśnione partie będą toczyć zacięty bój o przeskoczenie poprzeczki na wysokości 5 proc. poparcia i jest bardziej, a nie mniej, prawdopodobne, że dla obu bój to może być ostatni.
Co prawda w debacie publicznej pojawiają się regularnie głosy, że lewica przez podział może się pomnożyć i zwiększyć bazę wyborców, szkopuł w tym, że dziś niewiele (aby nie powiedzieć, że nic) na to wskazuje.