Braci Kaczyńskich obrazić jest niesłychanie łatwo, o czym przekonało się już wielu, z którymi prezydent i były premier zakończyli znajomość. M.in. Donald Tusk przepraszał prezydenta, choć nie do końca wiedział za co. Obrażały liderów PiS polskie (a właściwie niemieckie) i zagraniczne media, a Jarosław Kaczyński, jak ostatnio stwierdził, był już tyle razy obrażany, że – tak to można było zrozumieć – sam też może obrażać, choćby internautów. Bo prezes PiS posiadł sztukę masowego obrażania, nie pojedynczych osób, ale od razu milionów. Jeśli dziś przerażeni dziennikarze IV RP gorączkowo zastanawiają się nad zbiorowym ogłupieniem narodu, który w 60 proc. popiera Platformę, nie przychodzi im do głowy najprostsze rozwiązanie: Platforma po prostu nie obraża i nie opluwa.
Ale jest jeden człowiek, który nie jest w stanie obrazić Kaczyńskich. To o. Tadeusz Rydzyk. Choćby nie wiem jak się starał, wyzywał małżonkę głowy państwa od czarownic, stawiał prezesowi warunki, groził odebraniem poparcia, krzyczał o zdradzie narodowej – nic z tego, Kaczyńscy się nie obrażą i już. Gdyby obrażał ktokolwiek inny, trafiłby już na listę wrogów podstawowych i dozgonnych, poniewierałby się w pisowskim piekle. Ojciec Rydzyk nie. Im bardziej próbuje, tym bardziej go kochają. Przypomina się stary dowcip: – Słuchaj, podobno twoja żona zdradza cię z całym miastem. – A co to za miasto, dwie ulice na krzyż.