Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Przeszłość song

Protest songi – dlaczego brakuje nowych?

James Brown James Brown Gilles Petard /DALLE / EAST NEWS
Od lat nie było lepszych czasów dla protest songów, te stare wracają więc do łask – ale dlaczego nie ma nowych pieśni buntu i sprzeciwu?
Billie HolidayLeemage/EAST NEWS Billie Holiday

W Polsce trwa ideologiczna wojna na piosenki. Wiosną Andrzej Nowak z grupą Złe Psy na płycie „Polska” trawestował narodowy hymn: „Ale jeszcze my żyjemy/Wszystkim wkoło pokażemy/Jak wojować, jak wygrywać/Sprawiedliwie i gorliwie”. Latem w gorącym tonie grupa R.U.T.A. przypomniała się kolejnym zestawem odkurzonych chłopskich protest songów w wydaniu międzynarodowym, bo do współpracy zaprosiła folkowców i anarchistów ze Wschodu: „Praca w dzień i w nocy praca/Zysk dla pana, księdzu taca/Tylko dla tych, co u dwora/Hej tam, zebrać braci pora!/Osądzimy i spalimy/Pańskie dobra spopielimy”.

Po serii skarg na to, że nie grają go stacje radiowe, Paweł Kukiz wszedł na początku września na szczyt listy bestsellerów z albumem „Siła i honor”, prawicowym, zagłębionym po uszy w polityce historycznej, zanurzonym w wydarzeniach z II wojny. „To tutaj jest mój dom, bo tamten mi zabrali/Hitler i Stalin ręka w rękę szli/Ribbentrop, Mołotow razem ustalali/Jak mordować ludzi, by w dostatku żyć” – rozpoczyna w formie pogadanki utwór „Heil Sztajnbach”. Przeciwko – jak twierdzi – zniekształcaniu historii. Ale jego wypowiedzi towarzyszące premierze świadczą o tym, że protestuje także przeciwko nieobecności prawicowej myśli w kulturze popularnej w mediach. Do obu patriotycznych rockmanów pośrednio adresowany mógł być z kolei tekst piosenki „Sorry Polsko” z nowej płyty Marii Peszek: „Po kanałach z karabinem/Nie biegałabym/Nie oddałabym ci, Polsko/Ani jednej kropli krwi/Sorry Polsko, wybacz mi/Wystarczająco przerażająco/Jest żyć”.

Od Obamy do Halamy

Za granicą też postawiliby akcent raczej na „trudne życie”. Również tam dawno nie było atmosfery tak mocno podgrzewającej nastroje wśród artystów. Członkinie Pussy Riot doczekały się wyroku za prowokacyjnie wykonany w cerkwi protest song „Bogurodzico, przegoń Putina”. Z kolei w Stanach Zjednoczonych wróciły do łask stare pieśni protestu. Zeszłoroczną manifestację Occupy Wall Street uświetnił koncert 92-letniego już Pete’a Seegera. Zaśpiewał „We Shall Overcome” – tę samą folkową pieśń, za którą 60 lat wcześniej trafił na czoło raportu McCarthy’ego na temat komunistów w amerykańskim show-biznesie. Dziś to on – a nie hiphopowi artyści w złotych łańcuchach – stał się muzycznym bohaterem nowej fali protestów. Słynny raper Kanye West przyjechał wprawdzie na Wall Street, ale zapomniał zdjąć złoty łańcuch, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie należy do dotkniętych kryzysem 99 proc.

W maju 2012 r. opublikowano album „Occupy This Album: 99 Songs for the 99 Percent”, swoistą ścieżkę dźwiękową manifestacji. Mamy na niej szeroki przekrój protest songów i klasyków z przeszłości – brak tylko współczesnych wykonawców.

Dorian Lynskey, autor wydanej dwa lata temu monografii protest songów „33 Revolutions Per Minute”, narzeka, że mimo potencjału powstaje mało nowych zaangażowanych piosenek. Bo choć Baracka Obamę można uznać za „pierwszego prezydenta od protest songów” (takiej formuły używa Lynskey), chociaż wykorzystywał w kampanii wsparcie muzyków, piosenki były dobrze znane – wspomniany Pete Seeger i Bruce Springsteen zaśpiewali „This Land Is Your Land” Woody’ego Guthriego. Z kolei w swoim iPodzie Obama nosi sporo zaangażowanych songów – „What’s Going On” Marvina Gaye’a czy „Gimme Shelter” Rolling Stones – ale to też starocie.

Angielski autor przypomina jeszcze jeden fakt: przed Bożym Narodzeniem 2009 r. na szczyt brytyjskiej listy bestsellerów nieoczekiwanie wdarł się ponownie przebój grupy Rage Against The Machine „Killing In The Name” – jeden z najgorętszych młodzieżowych protest songów lat 90., z linijką „Fuck you, I won’t do what you tell me” („Spieprzaj, nie zrobię tego, co każesz”). W Polsce znany z równie brawurowej parodii autorstwa Grzegorza Halamy („Tak mówiła mi ciocia”). Otóż utwór RATM został ponownie wprowadzony na szczyt listy dzięki akcji... protestacyjnej. To internauci skrzyknęli się na Facebooku, żeby uniemożliwić zdobycie pierwszego miejsca kolejnemu wykreowanemu przez telewizję zwycięzcy programu X-Factor, jak to miało miejsce przez cztery poprzednie lata.

Tyle że historia wyglądała tak jak wszystkie bunty i protesty ostatnich lat: jedno hasło zaktywizowało ludzi, wykonali gest, po czym się rozeszli. Czy taka publiczność dopisze kolejny rozdział w historii protest songów? A może nie zauważamy, że powstało coś nowego w ich miejsce?

W 1939 r. Europa też nie odnotowała pojawienia się nowej tendencji w muzyce popularnej – była zajęta innymi sprawami. Co więcej, sami Amerykanie na początku nie zauważyli piosenki śpiewanej przez młodziutką czarnoskórą wokalistkę Billie Holiday w klubiku Cafe Society na Mahattanie. Piosenkę, zatytułowaną „Strange Fruit” i napisaną przez żydowskiego komunistę Abla Meeropola, Holiday wykonywała zawsze na koniec koncertu. Kelnerzy wstrzymywali wydawanie drinków, światła gaszono, żeby nic nikogo nie rozpraszało. Czasem nawet zabierano gościom papierosy, żeby było odpowiednio ciemno. Bo choć melodia była bardzo atrakcyjna, tekst – jak na klub nocny – szokujący i mroczny: „Drzewa na Południu wydają dziwne owoce/Krew na liściach i krew w korzeniach/Czarne ciała dyndają na południowym wietrze”. Meeropol napisał to oburzony doniesieniami o odbywających się na prowincji linczach czarnoskórej ludności.

Zdaniem ówczesnego komentatora „The New York Post”, ta piosenka była dziełem sztuki, które zmieniało dotychczasowy związek między czarnym wykonawcą a białą publicznością: „Zabawiałam was przez cały wieczór – zdawała się mówić Holiday. – To teraz wy posłuchajcie”. To na tym subtelnym związku rozrywki i buntowniczej retoryki opiera się cała formuła protest songu. „Strange Fruit”, ogłoszony później piosenką stulecia przez magazyn „Time”, jest jego pionierskim nowoczesnym przykładem. Ale nie pierwszym. Podobny charakter miały pieśni z czasów ludowej rewolty Wata Tylera w Anglii w 1381 r., ballady o Robin Hoodzie pochodzące z tego samego okresu, feministyczne pieśni z XVIII w., ale i ludowe śpiewki wschodnioeuropejskiej tradycji, które przypomina R.U.T.A.

Nierzadko historia klasyków pieśni protestu łączy stare źródła ludowe z późniejszymi, robotniczymi. Tak było z klasykiem „We Shall Overcome”, którego melodia wywodzi się z XVIII-wiecznych pieśni europejskich, a w Ameryce, dokąd przywędrowała wraz z osadnikami, śpiewana była najpierw w kościołach, a politycznego znaczenia nabrała, gdy w latach 40. XX w., podczas strajku na plantacji tytoniu, pojawiającego się w tekście „Boga” zamieniono na „związek”. Wtedy pieśń wykonał Pete Seeger.

Protest przeciwko protestom

Tropiony za komunistyczne sympatie Seeger doczekał się wyroku 10 lat więzienia, który jednak wycofano po apelacji. Wobec zaangażowanego w kampanie antywojenne Johna Lennona prezydent Nixon miał plany deportacji, autora „Imagine” inwigilowały wtedy służby specjalne. „Nie wygląda na prawdziwego rewolucjonistę, bo stale jest pod wpływem narkotyków” – rozstrzygał jeden z raportów FBI. Ale represje za protest songi należały do rzadkości. Czasem zdarzało się, że piosenka trafiała na prawdziwą (a nie wyobrażoną, jak w wypadku Kukiza) czarną listę wielu stacji radiowych. W Ameryce z obawy przed kolejnymi zajściami ulicznymi nie grano na przykład „Street Fighting Man” Rolling Stones – utworu inspirowanego pierwszymi rozruchami młodzieżowymi 1968 r., z tekstem „Nadchodzi lato, to dobry czas, żeby walczyć na ulicy”. A Mick Jagger zacierał ręce: „Ostatnim razem, kiedy w Ameryce zakazali naszej piosenki, sprzedaliśmy milion płyt!”.

Podobnie jak dziś przy okazji Pussy Riot, prawdziwe problemy przeżywali autorzy pieśni protestu spoza kultury Zachodu. Choćby nigeryjski gwiazdor Fela Kuti, autor antysystemowego utworu „Zombie” (1976 r.) – żołnierze zaatakowali jego posiadłość, wypchnęli przez okno jego matkę (wkrótce zmarła), podpalili budynki, pobili samego artystę i jego współpracowników. Pogrzeb matki Kutiego zamienił się w demonstrację, na którą przyszło 50 tys. osób.

„Amerykańscy autorzy protest songów pracowali, mimo wszystko, w rozrywce. W Chile stawka była dużo wyższa” – komentuje Lynskey w swojej książce. Tamtejszy czołowy twórca zaangażowanych piosenek Victor Jara był torturowany i został zamordowany wkrótce po objęciu władzy przez Augusto Pinocheta w 1973 r., po wojskowym puczu, wspieranym przez CIA, Jara nie nazywał swoich pieśni „protest songami”. Uważał to określenie za nadużywane przez amerykański przemysł rozrywkowy. Wolał „pieśni rewolucyjne”. Protestował w ten sposób przeciwko... amerykańskiej kulturze protestu.

Phil Ochs, który we własnych piosenkach starał się kultywować pamięć zamordowanego barda, sam był sceptyczny wobec tego, co show-biznes robi z buntowniczymi hymnami. Na początku lat 70. ogłosił nawet – we własnym tekście „No More Songs” – koniec epoki ważnych piosenek.

Ucieczka w przeszłość

Owszem, z końcem lat 60. zmalało znaczenie songów antywojennych, ale te walczące o prawa obywatelskie pojawiały się regularnie przez dwie kolejne dekady. Wprawdzie James Brown swój klasyczny utwór „I’m Black and I’m Proud” zamierzył sobie raczej jako pieśń edukacyjną (dlatego w roli chórku zatrudnił zwykłą murzyńską młodzież), ale z linijką „Lepiej umierać na nogach, niż żyć na kolanach” została przez radykałów z Czarnych Panter uznana niemal za motto działań. Przez lata wracali do tej retoryki twórcy muzyki hiphopowej i funkowej.

W czasach rozkwitu tej formy protest songi wykonywali ludzie bardzo młodzi. Billie Holiday miała 23 lata, gdy po raz pierwszy zaśpiewała „Strange Fruit”. Bob Dylan był 21-latkiem, gdy napisał swoją najsłynniejszą buntowniczą pieśń „Masters of War”, w której ludziom odpowiedzialnym za związki polityki z militarnym biznesem życzy szybkiej śmierci („Będę stał na waszym grobie/Dopóki się nie upewnię, że jesteście martwi”). Jako dojrzali muzycy zwykle tę konwencję porzucali. Choćby sam Dylan, na którego najnowszej płycie „Tempest” próżno szukać śladów dawnego buntu.

Ale kilka postaci z tej starszej generacji pozostało na placu boju do dziś – choćby Neil Young (66 lat), nominowany do Grammy za piosenkę „Let’s Impeach The President”, w której postulował postawienie przed trybunałem George’a W. Busha. Albo Ry Cooder (65 lat), który całą wydaną w sierpniu płytę „Election Special” poświęcił amerykańskim wyborom, a wcześniej nagrał jeden z najgorętszych protest songów epoki kryzysu bankowego – zjadliwy „No Banker Left Behind”.

Niewiele dzieł sztuki uzyskuje równie ponadczasowy status co dobry protest song – zauważa Mat Fink w okładkowym tekście najnowszego numeru pisma „Under The Radar”. Ale z drugiej strony – trudna to dziedzina, bo twarde zajęcie stanowiska w politycznej lub społecznej sprawie często odbija się na karierze śpiewającego. Gdy redakcja „Under The Radar” zaprosiła kilkadziesiąt najważniejszych postaci dzisiejszej sceny alternatywnej o zapozowanie do zdjęć z wymyślonymi przez siebie hasłami, dominowały te dotyczące prawa do prywatności, indywidualizmu, wolnego obiegu informacji, ewentualnie wspierające prawa gejów. Najczęściej żarty lub aforyzmy. „Deskorolka to nie zbrodnia”, „Początek jest bliski”, „Bądź dziwny” albo „Nic – to jest coś” – głosiły niektóre z nich. Jak tu rozmawiać z takim pokoleniem o poważnych protestach? A przede wszystkim: z kim w ogóle rozmawiać? Dzisiejsze protesty i ruchy młodzieżowe są pozbawione hierarchii, liderów, demokratyczne do granic możliwości. I trochę podobnie zaczyna być z muzyką.

Pierwszy klucz do tej sytuacji znalazł Damian Abraham, wokalista kanadyjskiej grupy Fucked Up, zaangażowany społecznie, ale realistyczny. Jego zdaniem, muzyk po prostu przestał być w pełni niezależną jednostką. „Odkąd nikt nie kupuje płyt, żyjemy w coraz większym stopniu za korporacyjne pieniądze sponsorów – mówi. – Wszyscy jesteśmy winni. Zaczęło się od sponsoringu wielkich festiwali. A dziś sytuacja jest taka, że kultura protestu i popularna musiały się rozdzielić, bo artyści patrzący na swoją pracę jako zajęcie na całe życie nie mogą sobie pozwolić na polityczny bagaż”.

Drugi klucz proponuje Bob Dylan, który ucieka w wydarzenia z przeszłości (choćby długi balladowy opis katastrofy „Titanica”) na nowej płycie. „Historię można zmienić – tłumaczy w ostatnim wywiadzie dla „Rolling Stone’a”. – W gazetach czy książkach wszyscy próbują ją zniekształcać według swojego widzimisię, to normalna rzecz. Nie możemy wpłynąć na teraźniejszość czy przyszłość, możemy co najwyżej kształtować przeszłość i robimy to cały czas”. Zważywszy na to, że u nas dla Pawła Kukiza czy Marii Peszek problemem jest ciężar czy interpretacja historii, to może Polska jest tym razem w awangardzie nowego zjawiska, które zastąpiło pieśni protestu?

***

10 klasycznych protest songów

• Billie Holiday „Strange Fruit”, 1939 r.

• Pete Seeger „We Shall Overcome”, 1963 r.

• Bob Dylan „Masters of War”, 1963 r.

• Czesław Niemen „Dziwny jest ten świat”, 1967 r.

• James Brown „Say It Loud: I’m Black and I’m Proud”, 1968 r.

• The Rolling Stones „Street Fighting Man”, 1968 r.

• Plastic Ono Band „Give Peace a Chance”, 1969 r.

• Fela Kuti „Zombie”, 1976 r.

• Minor Threat „Straight Edge”, 1981 r.

• Public Enemy „Fight the Power”, 1989 r.

Polityka 41.2012 (2878) z dnia 10.10.2012; Kultura; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Przeszłość song"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną