Kultura

Sceny polsko-rosyjskie

Niechęć po Krymie, czyli stosunki sąsiedzkie w kulturze

Wyreżyserowany w Warszawie przez Konstantina Bogomołowa „Lód” Władimira Sorokina. Wyreżyserowany w Warszawie przez Konstantina Bogomołowa „Lód” Władimira Sorokina. Andrzej Wencel
Przyszły rok miał być ukoronowaniem kilkuletniego programu wymiany kulturalnej między Polską i Rosją. Wybitny reżyser oraz sławny aktor już ogłosili bojkot – i to może być dopiero początek problemów.
„Mewa” Czechowa, spektakl wyreżyserowany przez Krystiana Lupę.Eugeniusz Helbert/Forum „Mewa” Czechowa, spektakl wyreżyserowany przez Krystiana Lupę.

Teatr Narodowy zawiózł do Moskwy wyreżyserowany w Warszawie przez Konstantina Bogomołowa „Lód” Władimira Sorokina. Zgodnie z umową zawartą między warszawskim Instytutem Adama Mickiewicza i moskiewskim festiwalem Złota Maska, podpisaną jeszcze w ubiegłym roku. Powieści Sorokina są tam wywrotowe, bo portretują Rosję jako kraj przeżarty korupcją, ksenofobiczny, w którym nowoczesne gadżety słabo maskują średniowieczny system sprawowania władzy – więc nie mają wstępu na państwowe sceny Federacji. Przyjęcie było tym bardziej owacyjne, ale aktorzy nie potrafili się cieszyć z sukcesu. Wojska rosyjskie zdążyły wkroczyć na Krym, list poparcia dla mocarstwowej polityki Władimira Putina podpisało ponad 400 artystów Federacji, co podzieliło środowiska twórcze w Polsce. Dla jednych występ w Rosji jest dziś aktem sprzeciwu wobec polityki Putina i gestem solidarności z tymi Rosjanami, którzy działań swojej władzy nie popierają, dla innych zaś wyrazem zdrady i konformizmu.

Jako pierwsze pojawiły się właśnie głosy ludzi teatru, bo wymiana kulturalna między Polską i Rosją jest najsilniejsza właśnie w tej dziedzinie. Wybitny reżyser Krystian Lupa poinformował o zawieszeniu rozmów z moskiewskimi i petersburskimi scenami o współpracy. „Zgodnie ze swoim sumieniem nie będę podejmował pracy, dopóki mam w sobie protest przeciwko temu, co się w tym kraju dzieje” – powiedział Polskiej Agencji Prasowej, dodając, że jego decyzja spotkała się ze zrozumieniem przedstawicieli teatrów, z którymi miał współpracować.

Następnie aktor Daniel Olbrychski opublikował w „Gazecie Wyborczej” list do kolegów z Polskiego Teatru w Moskwie, z którymi przygotowywał spektakl „Porwanie Europy”: „Ze zdumieniem i głębokim smutkiem patrzyłem, jak reprezentanci rosyjskiego narodu – wasz parlament – aprobują stojącą owacją (...) akt agresji. Jeszcze większą goryczą napełnił mnie wiernopoddańczy list do prezydenta waszych środowisk twórczych”. O ile oświadczenie Lupy komentował raczej świat artystyczny, Olbrychski trafił do mediów. Trudno się dziwić – dla niego przerwanie pracy w Rosji to odruch obronny, by nie obudzić się z łatką nowego Depardieu.

Przed podobnym dylematem – współpracować z Rosjanami czy nie – stoi teraz także wielka grupa artystów, którzy przystąpili do ministerialnego programu Rosja 2015 – Promesa, prowadzonego przez Instytut Adama Mickiewicza (IAM). To część zaplanowanego na 2015 Roku Polski w Rosji i Roku Rosji w Polsce. „Ważne jest umocnienie polsko-rosyjskich więzi kulturalnych, które pozwolą na kontynuowanie współpracy i wymiany kulturalnej w dłuższej perspektywie czasowej” – czytamy na stronie IAM.

Budżet programu wynosi 4,5 mln zł, w pierwszym etapie złożono 231 wniosków, z których do drugiego zostało dopuszczonych 87. Ostateczny wybór projektów, które otrzymają dofinansowanie, zostanie ogłoszony w czerwcu. Pytanie, czy będzie co ogłaszać. – Wszelkie decyzje dotyczące Programu Kulturalnego Roku Polski w Rosji związane z konfliktem rosyjsko-ukraińskim będą podejmowane w zależności od rozwoju wydarzeń w konsultacji z polskim MSZ – informuje rzecznik prasowy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Maciej Babczyński. Entuzjazm środowiska artystycznego już jednak zmalał. Dowodem są pojawiające się głosy, by zamiast umacniać więzi z Rosją, spojrzeć w stronę Ukrainy i to tam przenieść przygotowywany sezon kulturalny.

Były minister kultury i poseł PiS Kazimierz Ujazdowski domaga się wycofania z organizacji programu Rosja 2015. „Żadna decyzja jeszcze nie zapadła – odpowiadał minister Bogdan Zdrojewski w radiowej Trójce. – Nie wolno jej podejmować pod wpływem kampanii wyborczej”. Minister przypomniał, że Rok Polski w Rosji nie ogranicza się do działań kulturalnych.

Czy mają grać?

Wszyscy czekają. – Czekamy, mając nadzieję, że nie będzie wojny – mówi Grzegorz Laszuk z teatru Komuna//Warszawa, który złożył w programie Rosja 2015 – Promesa projekt „Remix. Rosja 2015”.

Odmowa pracy w Rosji wielkich twórców z nazwiskami jest zrozumiała. Łatwo sobie wyobrazić, że mogliby stać się częścią kremlowskiej machiny propagandowej i z rosyjskich mediów dowiedzieć się, że popierają mocarstwową politykę Putina. Jak Nikołaj Kolada, popularny także w Polsce dramatopisarz i reżyser z Jekaterynburga na Uralu, który z internetu dowiedział się, że wraz z 400 innymi twórcami podpisał list popierający zajęcie Krymu przez Rosję. Akurat wtedy był w Warszawie, w Teatrze Studio przeprowadzał casting na odtwórcę tytułowej roli w „Rewizorze” Gogola, którym 7 listopada zamierza otworzyć Kolada Fest, przegląd swoich największych przedstawień, finansowany głównie przez władze jego rodzinnego obwodu swierdłowskiego.

Sprawa występów polskich teatrów na rosyjskich scenach czy wspólnych polsko-rosyjskich warsztatów i wymian artystycznych jest mniej jednoznaczna. Trudno sobie wyobrazić występ w teatrze, którego dyrektor z wielkim zapałem otwarcie i szczerze cieszy się, że Rosja dzięki Putinowi wreszcie odzys­kała należną jej mocarstwową pozycję. Jak Walery Fokin, szef petersburskiego Teatru Aleksandryjskiego, gdzie swoje przedstawienie miał reżyserować Krystian Lupa. „Mewa” Czechowa, którą wystawił tam siedem lat temu, była wielkim sukcesem, zdobyła najważniejsze nagrody. Polski reżyser ma w Rosji status mistrza i gwiazdy, ale teraz nie widzi szansy powrotu na rosyjskie sceny. Pyta, co Polacy powinni w nowej sytuacji pokazywać Rosjanom, jakie spektakle wystawiać? Dzieła powinny dialogować z sytuacją, w której powstają, oddawać aktualną prawdę stosunków między tworzącymi je artystami. Czy to jest dziś w Rosji do zrobienia? „Uważam, że Rok Polski w Rosji wymaga w tej sytuacji głębszego zastanowienia, być może spotkania organizatorów i twórców, żeby przedyskutować rzecz. Moim zdaniem organizowanie go teraz nie ma większych szans. Wiązałoby się to z bardzo dla artystów upokarzającymi kompromisami, koniecznością wchodzenia w tunele, z których nie można się wycofać. Jakaś granica została przekroczona” – mówił w Polskim Radiu.

Aktorzy jednego z teatrów, który miał wystąpić na festiwalu w Rosji, wystosowali do dyrektora festiwalu list, w którym tłumaczyli mu, że nie przyjadą, gdyż czują na sobie wzrok całej Europy. Potem teatr jednak zdecydował się do Federacji pojechać, jednak wcześniej postanowił dodać do umowy o współpracy nowy punkt, który pozwala mu zrezygnować z wyjazdu w przypadku zaognienia sytuacji politycznej.

Największa grupa twórców uważa jednak, że kultura jest dla ludzi, a nie narodów czy ich przywódców. – Nie wolno zrywać kontaktu – tłumaczy Grzegorz Laszuk z Komuny//Warszawa. – Widzowie teatrów, z którymi współpracujemy, to jednocześnie uczestnicy antywojennych demonstracji. Nie powinniśmy i nie chcemy zrywać kontaktu z ludźmi, którzy są nam ideowo bliscy. Trzeba podtrzymywać myślenie, że my jesteśmy normalni – to sytuacja wokół nas jest nienormalna.

Podobnie myśli wielu twórców z Rosji, czego dowodem fakt, że nie zrywają rozmów z polskimi partnerami. Teatr Nowy z Poznania złożył wniosek do programu Rosja 2015 – Promesa wraz z moskiewskim Centrum Meyerholda, które zadeklarowało wkład własny i zapewnia, że wciąż zależy mu na współpracy.

Kontynuowane są także polsko-rosyjskie przedsięwzięcia przygotowywane poza programem Promesa. Daniel Przastek, dyrektor Eye on Culture Festival, warszawskiej imprezy, która wystartowała w ubiegłym roku (jej celem jest pokazywanie w stolicy teatrów sąsiadów: Rosji, Litwy i Białorusi), deklaruje: – Jestem za utrzymywaniem kontaktów, bo sztuka zawsze łagodziła nastroje, budowała relacje międzyludzkie. Rozmawiamy z petersburskim Teatrem Prijut Komedianta i na razie nic nie wskazuje, żeby coś się w naszych planach zmieniło, jesteśmy w kontakcie, są wciąż zainteresowani występem na festiwalu. Oni mają wystąpić w Warszawie, a Nowy Teatr z Łodzi miałby pokazać swój spektakl w Petersburgu.

Wykorzystać efekt Warlikowskiego

Program intensywnej współpracy kulturalnej między Polską i Rosją przyspieszył w 2011 r., kiedy podczas moskiewskiej Złotej Maski, najważniejszego rosyjskiego festiwalu teatralnego, IAM i Złota Maska przygotowały tygodniowy przegląd najważniejszych polskich przedstawień. Okazał się wielkim sukcesem, a jego wpływ na rosyjski teatr tamtejsze media nazwały „efektem »(A)pollonii«” – od tytułu przedstawienia Krzysztofa Warlikowskiego, które stało się wielką inspiracją dla rosyjskich reżyserów i scenografów.

Dla rosyjskich twórców to było odkrycie, że można robić tak dobry, nowoczesny i rewolucyjny teatr, mając słowiańskie korzenie, socjalistyczną przeszłość i działając w ramach teatru repertuarowego – opowiada Agnieszka Lubomira Piotrowska, tłumaczka dramaturgii rosyjskiej i współkuratorka festiwalu teatru i performance’u z Rosji Da! Da! Da!, którego pierwsza edycja odbyła się w Warszawie przed rokiem. – Młodsze pokolenie rosyjskich reżyserów zaczęło czerpać z polskich twórców.

Jednym z nich jest 38-letni Konstantin Bogomołow, jeden z najciekawszych rosyjskich reżyserów, twórca największego teatralnego hitu rosyjskich scen ostatnich lat, odważnej politycznej satyry „Idealnego męża” z moskiewskiego MChT. – Ta fala polskiej reżyserii, z jej wolnością, upolitycznieniem, aktywną refleksją nad historią – wszystko to na mnie rzeczywiście wpłynęło. Rozwiązania sceniczne, swobodna konstrukcja spektaklu w moim teatrze to wpływ Warlikowskiego, a gra aktorska to przede wszystkim wpływ Lupy – tłumaczył w POLITYCE.

W ubiegłym roku warszawski IAM i moskiewska Złota Maska ponownie współpracowały. Do Warszawy w ramach festiwalu Da! Da! Da! przyjechały spektakle młodego rosyjskiego teatru. W 2015 r. planowana jest kolejna odsłona warszawskiego festiwalu i tygodnia polskiego na Złotej Masce. – Obie strony są zainteresowane – opowiada Piotrowska. – Kosztami dzielą się mniej więcej po połowie, kuratorzy obu stron wybierają to, co chcą pokazać swojej publiczności. To świetny przykład współpracy kulturalnej między narodami. Jednocześnie przestrzega: – Kulturalna izolacja Rosji jest władzy na rękę, osłabia prozachodnie myślenie, potrzebę demokratyzacji.

W „Dniu oprycznika” Władimir Sorokin – przypomina Piotrowska – przedstawił Rosję odgrodzoną wielkim murem od Europy, powracającą do schematu władzy stworzonej przez Iwana Groźnego. Jest tam scena, w której naród rosyjski na placu Czerwonym pali paszporty, bo już nie będzie nigdzie jeździł. – Europa nie powinna pozwolić na izolację Rosji – uważa kuratorka. – Dotąd zawsze się wzajemnie inspirowaliśmy. Polskich reżyserów inspirowała rosyjska dramaturgia, klasyczna i współczesna, a rosyjskich twórców – nasz język teatralny, praca z aktorem, scenografia.

Kuratorce wtóruje wybitny reżyser filmowy i teatralny, szef moskiewskiego nowoczesnego Gogol Center Kiriłł Sieriebriennikow, który na bojkot Rosji ze strony części zachodnich artystów zareagował listem: „Jesteśmy równie przerażeni tym, co się dzieje w Rosji i na świecie. Kontynuowanie mimo wszystko współpracy, zamiast zrywania stosunków i niszczenia przyjacielskich relacji, oznaczałoby, że my, ludzie teatru, nie wierzymy politykom, że nie chcemy podporządkować się ich wypaczonej logice. Niestety, teraz wszystko zostało zniszczone. Teraz oni nie przyjadą do nas, a my do nich. I jaki jest efekt? Wojnę na naszym terytorium rozpętaliśmy my sami. Sami opuściliśmy żelazną kurtynę. Politycy triumfują, świat ulega ich chorej fantazji...”.

2015 r. zapowiada się jako duży test dla polskiej kultury. Zaczyna się zimna wojna, a w sytuacji zwiększonych nakładów na obronę zawsze pierwsza cierpi kultura. W dodatku może zmienić się szef resortu. Minister Bogdan Zdrojewski startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego, nie wiadomo, kto go zastąpi i jak duży wpływ będzie miał na kształt budżetu. Czy i tym razem, parafrazując rzymską sentencję, gdy pojawia się cień wojny, muzy zamilkną?

Polityka 14.2014 (2952) z dnia 01.04.2014; Kultura; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Sceny polsko-rosyjskie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną