Sceny polsko-rosyjskie
Niechęć po Krymie, czyli stosunki sąsiedzkie w kulturze
Teatr Narodowy zawiózł do Moskwy wyreżyserowany w Warszawie przez Konstantina Bogomołowa „Lód” Władimira Sorokina. Zgodnie z umową zawartą między warszawskim Instytutem Adama Mickiewicza i moskiewskim festiwalem Złota Maska, podpisaną jeszcze w ubiegłym roku. Powieści Sorokina są tam wywrotowe, bo portretują Rosję jako kraj przeżarty korupcją, ksenofobiczny, w którym nowoczesne gadżety słabo maskują średniowieczny system sprawowania władzy – więc nie mają wstępu na państwowe sceny Federacji. Przyjęcie było tym bardziej owacyjne, ale aktorzy nie potrafili się cieszyć z sukcesu. Wojska rosyjskie zdążyły wkroczyć na Krym, list poparcia dla mocarstwowej polityki Władimira Putina podpisało ponad 400 artystów Federacji, co podzieliło środowiska twórcze w Polsce. Dla jednych występ w Rosji jest dziś aktem sprzeciwu wobec polityki Putina i gestem solidarności z tymi Rosjanami, którzy działań swojej władzy nie popierają, dla innych zaś wyrazem zdrady i konformizmu.
Jako pierwsze pojawiły się właśnie głosy ludzi teatru, bo wymiana kulturalna między Polską i Rosją jest najsilniejsza właśnie w tej dziedzinie. Wybitny reżyser Krystian Lupa poinformował o zawieszeniu rozmów z moskiewskimi i petersburskimi scenami o współpracy. „Zgodnie ze swoim sumieniem nie będę podejmował pracy, dopóki mam w sobie protest przeciwko temu, co się w tym kraju dzieje” – powiedział Polskiej Agencji Prasowej, dodając, że jego decyzja spotkała się ze zrozumieniem przedstawicieli teatrów, z którymi miał współpracować.
Następnie aktor Daniel Olbrychski opublikował w „Gazecie Wyborczej” list do kolegów z Polskiego Teatru w Moskwie, z którymi przygotowywał spektakl „Porwanie Europy”: „Ze zdumieniem i głębokim smutkiem patrzyłem, jak reprezentanci rosyjskiego narodu – wasz parlament – aprobują stojącą owacją (.