Na plakacie umieszczono portret Ingrid Bergman – w uznaniu jej wkładu w światowe kino oraz dla uczczenia stulecia urodzin. Festiwal – po raz drugi w jego 68-letniej historii! – otworzyła projekcja filmu wyreżyserowanego przez kobietę („Standing Tall” Emmanuelle Bercot), reżyserce (Agnès Vardzie) wręczono też – po raz pierwszy w historii imprezy – honorową Złotą Palmę. Tegoroczna edycja festiwalu w Cannes miała być ukłonem w stronę kobiet z branży filmowej, a skończyło się oskarżeniami o seksizm i ageizm.
O co poszło? Otóż część zaproszonych artystek nie została wpuszczona na słynny czerwony dywan, ponieważ nie założyły szpilek. Media rozpisywały się o seksizmie i ageizmie (bo płaskie buty często noszą kobiety starsze, z problemami ortopedycznymi), organizatorzy tłumaczyli, że nie ma oficjalnych zapisów dotyczących wysokości obcasów, a cała afera jest wynikiem nadgorliwości „strażników” czerwonego dywanu. Dla wielu jednak francuski festiwal stał się kolejnym z całej serii dowodów na głęboko zakorzeniony w branży filmowej seksizm i nową porcją paliwa do toczonej od kilku miesięcy, intensywniejszej niż kiedykolwiek dyskusji o konieczności kulturowej zmiany w Hollywood i okolicach.
Punktów zapalnych jest kilka. Jednym z nich jest blokada dostępu reżyserek do wysokobudżetowych produkcji. Oscar dla Kathryn Bigelow sprzed pięciu lat za „The Hurt Locker. W pułapce wojny” niewiele zmienił. Dla większości producentów reżyserka oznacza kobiecą widownię, podczas gdy reżyser oznacza widownię pełną, złożoną z przedstawicieli obu płci. Żadna kobieta nie otrzymała jeszcze szansy realizacji komiksu ze stajni DC Comics czy Marvela, a to te produkcje zarabiają najwięcej. Rodzi to spore napięcia. Nie wiadomo, czy sytuację zmieni superprodukcja o Wonder Woman, którą kieruje Patty Jenkins (w pewnym momencie brana pod uwagę jako reżyserka sequelu „Thor: Mroczny świat”).