Jednym z ważniejszych (i sprawnie działających do tej pory) programów Instytutu Książki jest program „Copyright Poland”, wspierający przekłady polskich książek za granicą. Dziś wygląda to tak: „W programie translatorskim »Copyright Poland« obsługiwanym przez IK odmawia się wsparcia finansowego tłumaczom książek pisarzy, którzy wypowiadają się krytycznie o nowej władzy czy sytuacji w kraju (odmówiono już wsparcia litewskiemu tłumaczowi Vyturysowi Jarutisowi na tłumaczenie »Biegunów« Olgi Tokarczuk). Jaworski zaaprobował natomiast do promowania tłumaczeń książki Bronisława Wildsteina”.
Warto przypomnieć, że kolejne książki Rymkiewicza były przedstawiane w kolejnych edycjach katalogu „Books from Poland” dla zagranicznych wydawców, nie doczekały się jednak zainteresowania.
To nie jest tak, że świat czeka na polską literaturę. Tylko osobom zupełnie nieznającym zagranicznych rynków może się wydawać, że możemy tu w Polsce zaplanować sukces wybranych polskich autorów. Przekłady powstają tylko dzięki zaangażowaniu zagranicznych tłumaczy, którzy podejmują pracę dzięki wsparciu naszego państwa, podobnie wygląda to w innych krajach. Niezwykle krótkowzroczne jest myślenie, że teraz świat rzuci się czytać Wildsteina, a nie Tokarczuk. Skutek będzie taki, że powstanie po prostu o wiele mniej przekładów. Takie myślenie skazuje naszą literaturę na jeszcze większą marginalizację.
I to będzie realna szkoda dla polskiej kultury. Dodajmy, że na stronie Instytutu nie ma ciągle wyników naboru w programie „Copyright Poland” w 2016 roku, a mamy już koniec lipca. Czyli faktycznie jakakolwiek praca przekładowa jest zablokowana.