Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Kolumny grozy

Kawiarnia literacka

Z początku zwracałem uwagę na zabawne rozbieżności między czasami tamtymi a naszymi, ale zorientowałem się, że kryje się tam coś znacznie ciekawszego.

W 1879 r. w Warszawie ukazało się siódme, „przejrzane i poprawione przez N. Delaroix i W. Fechta”, wydanie rozmówek: „Nowy Komeniusz, czyli pierwiastki konwersacyi polskiéj, francuzkiéj i niemieckiej”, obejmujące: „1. Zupełny zbiór wyrazów i wyrażeń najużywańszych w stosunkach towarzyskich, 2. Wzory potocznéj konwersacyi, 3. Gramatyczne początki trzech wymienionych języków”.

Autor, Wiktoryn Zieliński, nie żył wówczas od lat 13, autor zaś pierwowzoru – ilustrowanego „Orbis pictus” czeski pedagog Jan Amos Komeński od ponad dwóch wieków. Na ostatniej stronie drobnym drukiem stoi: „Składał czcionkami w drukarni Józefa Ungra – Bernard Wagmajster”, i trzeba przyznać, że był to majster z prawdziwego zdarzenia, „Nowy Komeniusz” jest bowiem składany w trzech kolumnach. Od lewej po polsku, francusku i niemiecku – inną, gotycką czcionką. Przede wszystkim jednak Bernard Wagmajster na stronach książeczki liczącej nieco ponad 300 stron musiał złożyć – słowami wybranymi przez Zielińskiego – świat cały. I tak też się zaczyna: „Świat. Le monde. Die Welt”, a pierwsze strony tego dziełka mają – może za sprawą biskupa Komeńskiego – ambicje bez mała biblijne: „Świat zawiera niebo i ziemię. Na niebie widzimy słońce, księżyc i mnóstwo gwiazd. Obłoki są zawieszone w powietrzu. Ptaki latają pod obłokami. Ryby pływają w wodzie. Na ziemi znajdują się: góry, lasy, pola, zwierzęta, ludzie”. Oto zostało nazwane i istnieje, istnieje po trzykroć, po polsku, francusku i po niemiecku.

Przy czterech żywiołach nie opuszcza autora patos Koheleta: „Ogień świeci, pali i obraca w popiół co się weń włoży. Iskra, którą się wydobywa z krzemienia za pomocą stali, zaświeca wszystko co palne, i wznieca się płomień i często téż pożar, który pochłania domy. […] Na ostatku co pozostanie – kończy dramatycznie – jest tylko popiołem”. Może „Powietrze” będzie człowiekowi przyjaźniejsze? „Powietrze lekko powiewa. Wiatr silnie wieje. Burza obala drzewa. Wiatr podziemny sprawuje trzęsienie ziemi. […] Grożą również Obłoki: Wyziewy siarczyste sprawują grzmot, który wypada z obłoków z łoskotem, i błyskawicę. Grzmi, błyska się i piorun uderza”.

Z początku zwracałem uwagę na zabawne rozbieżności między czasami tamtymi a naszymi („Mój zegarek idzie dobrze; zregulowałem go podług słońca” czy „Na kolację zjadłem tylko parę skowronków”), ale zorientowałem się, że kryje się tam coś znacznie ciekawszego. Cały „Nowy Komeniusz”, choć wspomina przecież o tęczy i o śpiewie ptaków, aż roi się od zwrotów, które dziś nie pojawiłyby się w rozmówkach, które w ogóle w towarzyskiej konwersacyi nie powinny padać ani po polsku, ani po francusku, ani po niemiecku. Już sam rozdział „Choroby i ułomności” ciągnie się przez stron osiem. Zaczyna się od: „Mieć kolkę, ból głowy, migrenę, ból zębów, ból gardła, ból żołądka, słabości dziecinne, morska choroba, tęsknota za krajem, katarakta, ból oczów, krwotok z nosa i leci dalej, przez zyzem patrzeć, womity, garb, rudy, dziobaty, włosisty na ciele, rozpadliny na ustach, trąd, piegi aż po febra co cztéry dni, febra co trzy dni, febra żółciowa”. Życie jawi się w „Nowym Komeniuszu” jako ciąg mniejszych i większych dramatów, w których słabości ciała zdecydowanie należą do najpowszechniejszych. Bywa skromnie: „Jak się ma Pani Forel?/Jest trochę niezdrowa od onegdaj./Cóż jéj jest?/Ma katar./Przykro mi to./Gdzie ona dostała tego kataru?/Na maskaradzie”. Ale już w rozmówce o samopoczuciu po „Co ci jest? Smutno wyglądasz. Mizernie wyglądasz./Wziąłem lekarstwo” zostają wytoczone poważne działa: „Pan Grimm jest niebezpiecznie chory. On jest bez nadziei. On jest od lekarzy opuszczony. Jeśli umrze, będzie to wielka strata dla miasta. On sam trzy liczne rodziny utrzymuje”. Niebawem dowiadujemy się zresztą, że był to jednak niezły ancymon: „Co się stało z Panem Grimm?/Zemknął. Uciekł. Zniknął./Nie byłbym sądził, aby mógł był to zrobić./Jego długi dochodzą do blizko 50,000 talarów”. Z kolei „Pani Grimm pojechała dziś rano do Londynu. Ona jedzie po swoją siostrzenicę, któréj matka umarła”.

Nawet jeśli jakaś rozmówka zaczyna się pogodnie, śmierć czai się w każdym kątku: „Moje pomieszkanie składa się z trzech pokojów. Słońce przez cały ranek świeci w moim pokoju. Mój gabinet wychodzi na podwórze. Mój salon wychodzi na ogród. O małom nie upadł. Ona o mało nie umarła”. W pozornie niegroźnych wymianach zdań nagle pojawia się szczegół, który nas wytrąca z równowagi: „Strzeż się, aby cię nie widziano”. Albo: „Ach, już po mnie! Wszystkie moje nadzieje zniszczone”.

Świat, w którym mieli ze sobą rozmawiać czytelnicy „Nowego Komeniusza”, wydaje się w jakimś sensie prawdziwszy od naszego – poważni, wbici w surduty młodzi ludzie winni się byli nauczyć, że jeśli ktoś otwiera usta, to niech mówi o rzeczach albo potrzebnych, jak kolacja czy szuwaks, albo poważnych, jak śmiertelna choroba pana Grimma. Istny ciąg katastrof, zamieszczony w jednym z rozdziałów, kończy się dramatyczną frazą, jakiej spodziewalibyśmy się raczej po jakimś bohaterze Maeterlincka albo Bergmana niż po błahych rozmówkach: „Wszczął się ogień u jednego piwowara. Piorun uderzył téj nocy i zabił jednę kobiétę na Krakowskiém Przedmieściu. Wczoraj zapadł się dom w Starém Mieście. Mur obalił się. Zdaje się. Spostrzegam to. Nic nie pojmuję. Nic z tego nie rozumiem. Uwolnij mnie od tego”.

Bo grozę istnienia można znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach.

***

Jacek Dehnel – pisarz (m.in. powieści „Saturn”, „Lala”, „Matka Makryna”), poeta, tłumacz (Larkin, Verdins) i malarz. Zajmuje się zbieractwem i łowiectwem (gratów), prowadzi blog poświęcony międzywojennemu tabloidowi kryminalnemu „Tajny Detektyw”, nie prowadzi samochodu. Decyzją Rady Języka Polskiego został Młodym Ambasadorem Polszczyzny. Właśnie ukazała się jego nowa powieść „Krivoklat”.

Polityka 39.2016 (3078) z dnia 20.09.2016; Kultura; s. 83
Oryginalny tytuł tekstu: "Kolumny grozy"
Reklama

Czytaj także

Świat

Adam Daniel Rotfeld dla „Polityki”. Czy właśnie weszliśmy w epokę wojen bez końca?

Adam Daniel Rotfeld o trudnych sprawach polsko-rosyjskich, raszyzmie i naszyzmie oraz o tym, że świat wszedł w epokę ciągłego konfliktu.

Adam Krzemiński
25.09.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną