Nagroda Dylana podzieliła ludzi jeszcze bardziej niż PiS. Jest to podział jeszcze wyraźniejszy. Cieszą się normalni, wściekłe są żałosne buce. Jestem zachwycony” – napisał Marcin Świetlicki. Nagroda Nobla dla Dylana podzieliła zresztą cały świat. „Dlaczego Bob Dylan nie zasługuje na Nobla” – zastanawiał się „New York Times”. „Homer i Safona byliby zadowoleni” – kontrował „New Yorker”. W Polsce pojawiły się głosy, że Nagroda Nobla się zdewaluowała, że to żart i hucpa. A sam Dylan nie zareagował w żaden sposób. Akademia Szwedzka zaprzestała w końcu prób skontaktowania się z piosenkarzem – taka wiadomość obiegła świat kilka dni temu.
Nagrody są głupie
Dwa razy w historii tej nagrody pisarze odmówili jej przyjęcia. W 1958 r. Akademia wybrała Borysa Pasternaka, który najpierw się zgodził, a potem pod wypływem nacisków władzy – uznającej „Doktora Żywago” za utwór antyradziecki – odmówił jej przyjęcia. W 1964 r. nie przyjął Nobla Jean-Paul Sartre, który uznał, że żaden twórca nie powinien zamienić się w instytucję za życia i konsekwentnie odmawiał wszystkich nagród (oprócz Nobla nie przyjął też Legii Honorowej i profesury w Collège de France). Nagrody, jak twierdził, ograniczałyby jego wolność.
Niewiele brakowało, a odmówiłby przyjęcia Nobla również Aleksander Sołżenicyn w 1970 r. Sołżenicyn przez długi czas nie mógł podjąć decyzji, obawiając się zakazu powrotu do ojczyzny. Ostatecznie nagrodę odebrał 10 grudnia 1974 r., już po tym, gdy wyemigrował ze Związku Radzieckiego.
Ostra krytyka towarzyszyła nagrodzie od początku, od 1901 r.