Cóż tam, panie, w polityce? – pyta Dziennikarza Czepiec w pierwszej scenie „Wesela” Wyspiańskiego. W najnowszej inscenizacji w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie, zanim padnie znane „Chińcyki trzymają się mocno?”, obaj wybuchają histeryczno-rozpaczliwym śmiechem.
Chocholi taniec, w nowoczesnej, popkulturowej wersji korowodów zombie, pojawia się od pierwszych scen spektaklu, którego głównym tematem jest niemoc i marazm, jakie opanowały dzisiejszą Polskę. I szybko nie odpuszczą, skoro w finałowej scenie Jasiek z młodego, roztargnionego chłopca, który gubi złoty róg – czyli napełnioną powietrzem foliową torebkę – zdąży się zmienić w białowłosego staruszka, a stojący z kosami w dłoniach bohaterowie nie ruszą się ani o centymetr.
Dużo mówi sceneria, w której Klata osadził swoją inscenizację. Boki sceny zamyka czarna folia, którą zakryto rozpadające się mury, z tyłu kolorowe paski à la Łowicz, w centrum zaś stoi kikut ściętego drzewa, które nie może się nie kojarzyć z lex Szyszko. Na nim wisi kapliczka, ale pusta. Polska to kraj bez drzew i bez Boga. Za to z pomnikami. Na czterech postumentach stoją mężczyźni o nagich torsach i pomalowanych na biało twarzach – członkowie blackmetalowej grupy Furia, w której muzyce melancholia miesza się z motywami słowiańskiej mitologii i wskrzeszania zmarłych. Oto Polska właśnie. Nowe, głęboko przeczytane i mistrzowsko zagrane przez wielopokoleniowy zespół Starego „Wesele” to właściwie niekończący się pogrzeb.
Jest komentarzem do nastrojów w kraju, ale także w polskim teatrze – i w Starym Teatrze. Premiera odbyła się 12 maja, trzy dni wcześniej zorganizowana przez Ministerstwo Kultury dziewięcioosobowa komisja konkursowa wybrała Staremu nowego dyrektora.