Artystka w epoce postprawdy
Magdalena Zyzak. Polka, która robi karierę w Hollywood
Janusz Wróblewski: – Pisarka, scenarzystka, producentka filmowa, reżyserka – na każdym z tych pól coś pani osiągnęła. Kim pani właściwie jest?
Magdalena Zyzak: – Czuję się artystką. Pisarką i reżyserką, która wypowiada się czasami na ekranie, innym razem pisząc książki. Pochodzę ze Śląska, z Zabrza. Maturę zdawałam w Szwajcarii. Studiowałam produkcję filmową i literaturę na University of Southern California. Na uniwersytecie Columbia zdobyłam magistra sztuk pięknych w dziedzinie kreatywnego pisania. Ciągnęło mnie w stronę kultury, której język mnie fascynuje. Wyjazd na Zachód, potem do Stanów, był naturalnym spełnieniem moich humanistycznych zainteresowań.
Kto pani pomagał?
Rodzice. Zapewnili mi międzynarodową edukację, namawiali do opuszczenia Polski. Ojciec zawsze torturował mnie cytatem z Goethego: „Ile języków się zna, tyle razy jest się człowiekiem”. Rodzice szanowali moje pasje. Nie ingerowali w moje decyzje. Pojechałam do Kalifornii, bo wydawała mi się egzotyczna. Nauczyciel Amerykanin w szkole średniej powiedział mi, że są tam plaże o czarnym piasku. Mając 18 lat, myśli się trochę innymi kategoriami. Wyjechałam. Do dzisiaj nie znalazłam tych plaży.
Dlaczego film?
W Polsce kino ma wysoką pozycję. Jako nastolatka jeździłam z mamą na różne festiwale, m.in. do Kazimierza nad Wisłą. Siedząc na niewygodnych, plastikowych krzesłach, oglądałyśmy po cztery filmy dziennie. Wciągnęłam się. Dzisiaj nie miałabym tyle wytrzymałości. Podoba mi się klasyka: Bergman, Tarkowski, Fellini, Kieślowski. Ze współczesnych reżyserów cenię Sorrentino, Joachima Triera, Hanekego, Zwiagincewa.
Reżyserki narzekają, że są traktowane seksistowsko. W Ameryce nie jest to środowisko zdominowane przez mężczyzn?