Fałszywe dokumenty państwowe i obcęgi do przecinania łańcuchów – tego trzeba, gdy lokalna władza stwarza problemy ekipie filmowej, twierdzi pracujący przeważnie na trudnym, niedostępnym terytorium niemiecki dokumentalista Werner Herzog. Ale nie w Korei Północnej. Bo żeby się tam dostać, Herzog cierpliwie czekał rok na zgodę reżimu. I w tym wypadku musiał przestrzegać reguł.
„Otrzymaliśmy oficjalne zezwolenie na wjazd, co jest bardzo, bardzo rzadkie. Nikomu innemu się to chyba nie udało” – mówił o przedsięwzięciu filmowo-badawczym realizowanym z grupą wulkanologów z Cambridge i z rządem Korei Północnej na szczycie Pektu-san. Była to wyprawa do mitycznego miejsca narodzin narodu koreańskiego, do uśpionego od tysiąca lat krateru wulkanu. W swoim dokumencie „Into the Inferno” (2016 r.) Herzog sprytnie i raczej złośliwie sugeruje, że autodestrukcyjne zachowanie reżimowych polityków można by wytłumaczyć wulkanicznym kultem śmierci, który w tym wypadku obejmuje cały naród.
Kiedy Herzog filmował nad znajdującym się blisko granicy z Chinami kraterem, poprosił operatora, by ten szybko się obrócił. Młodzi żołnierze łaskotali rozbawioną żołnierkę. W momencie gdy wylądowało na nich oko kamery, przed obiektywem pojawił się człowiek z tajnych służb i poprosił o jej wyłączenie. Herzog przeprosił, bo przyjął, że ten kraj da się zobaczyć tylko w taki sposób, w jaki on sam chce się pokazać. Tajne służby zażądały jednak wykasowania ujęcia, co na tej kamerze było trudne technicznie. Po dwóch dniach, gdy nadal nie udało się usunąć ujęcia śmiejącej się żołnierki, tajne służby poprosiły o cały twardy dysk. Żeby go nie stracić, Herzog złożył obietnicę, że ujęcia nie wykorzysta. Tajniacy wyciągniętą rękę uścisnęli i na takie rozwiązanie przystali.