Marcin Zwierzchowski
7 listopada 2017
Rafał Kosik o dorosłych książkach dla młodzieży
Przestrogi dla myślących
Rozmowa z Rafałem Kosikiem, autorem wydanej właśnie powieści SF „Różaniec” oraz cyklu dla młodzieży „Felix, Net i Nika”, którego pierwszy tom trafił na nową listę lektur szkolnych.
Marcin Zwierzchowski: – Książka „Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi” trafiła na listę lektur obowiązkowych. Lektura szkolna – to się raczej źle kojarzy, przynajmniej uczniom.
Rafał Kosik: – Uważam, że najważniejszym zadaniem lektur dla dzieci w tym wieku powinno być wytworzenie potrzeby czytania i pokazanie, że można z tego czerpać przyjemność. I taki właśnie cel przyświeca mi od początku pisania tej serii. Pewien jestem, że lektury dla młodego czytelnika powinny prezentować różne gatunki i style, by wszyscy mogli znaleźć coś dla siebie.
Marcin Zwierzchowski: – Książka „Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi” trafiła na listę lektur obowiązkowych. Lektura szkolna – to się raczej źle kojarzy, przynajmniej uczniom. Rafał Kosik: – Uważam, że najważniejszym zadaniem lektur dla dzieci w tym wieku powinno być wytworzenie potrzeby czytania i pokazanie, że można z tego czerpać przyjemność. I taki właśnie cel przyświeca mi od początku pisania tej serii. Pewien jestem, że lektury dla młodego czytelnika powinny prezentować różne gatunki i style, by wszyscy mogli znaleźć coś dla siebie. Klasyka też jest ważna, choćby dlatego, byśmy posługiwali się tymi samymi kodami kulturowymi, lecz w kanonie powinna się pojawić w wyższych klasach. Ciebie samego szkoła nauczyła czytać książki? Literaturą zainteresował mnie mój tata, który codziennie czytał mi książki przed snem. Lektury szkolne w większości mi się nie podobały i gdyby nie to, że już wtedy czytałem dużo książek wybieranych samodzielnie, być może znienawidziłbym czytanie. Pierwszą naprawdę ciekawą lekturą szkolną były dla mnie „Bajki robotów” Lema. Moich zachwytów nie podzielała większość kolegów, co tylko dowodzi, że nie ma książek uniwersalnych, dobrych dla wszystkich. Czujesz ciężar odpowiedzialności, wiedząc, że przemawiasz do tak dużej rzeszy młodych ludzi? Tak. Piszę również dla dorosłych i wiem, co nie powinno się znaleźć w książce dla młodego czytelnika. Czuję odpowiedzialność i mam świadomość, dla jakiego odbiorcy piszę. Staram się dyskretnie i w sposób przystępny przekazywać wzorce pozytywnych postaw, nie epatując jednocześnie moim światopoglądem. Zamiast podawać gotowe rozwiązania, przedstawiam sposoby dochodzenia do nich. Staram się wychować myślących czytelników. Gdy piszesz dla młodych odbiorców, włącza ci się wewnętrzny cenzor, który każe opisywać nieco inny świat? Jestem przeciwnikiem chowania dzieci pod kloszem, może nie od razu musimy im czytać bajki braci Grimm w oryginalnym brzmieniu, ale im bardziej ukrywamy przed nimi negatywne aspekty świata, tym twardsze będzie później zderzenie z rzeczywistością i tym trudniej będą sobie potem radzić, gdy nas i tego klosza zabraknie. Uciekanie przed problemami nie powoduje, że one znikają, a nauka rozwiązywania tych małych-wielkich problemów dzieciństwa pozwala poznać metodę odpowiedniego rozwiązywania problemów dorosłości. Długo kazałeś czekać dorosłym czytelnikom na nową powieść fantastyczno-naukową. Od „Kameleona”, za którego otrzymałeś Nagrodę im. Janusza A. Zajdla (przyznawaną przez fanów) i Nagrodę im. Jerzego Żuławskiego (tu decyduje jury złożone z naukowców), do nowego „Różańca” minęło aż dziewięć lat. Skąd taka przerwa? Trudno przeskoczyć samego siebie. Miałem świadomość, że teraz wszyscy oczekują jeszcze lepszej powieści. I zadziałało to demotywująco. Nie chcę ani nie potrafię pisać na siłę. W otchłaniach dysków moich komputerów leży wiele projektów, które zapewne nigdy nie zostaną skończone. „Różaniec” omal nie stał się jednym z nich. Młodzi czytelnicy domagali się kolejnych tomów „Felixa”, a ja bardzo lubię tę serię. „Różaniec” zacząłeś pisać kilka lat temu, odłożyłeś go na jakiś czas, a niedawno wróciłeś do starego tekstu i dokończyłeś tę opowieść – czego obecny Rafał Kosik dowiedział się dzięki temu o sobie sprzed kilku lat? Czytanie swojego starego tekstu jest jak rozmowa z młodszym samym sobą. Ważniejsze dla mnie teraz są relacje międzyludzkie. Jestem innym człowiekiem, w innym miejscu życia, choć myślę podobnie. Takie powroty nie są łatwe. Największym wyzwaniem nie było dokończenie książki, lecz przerobienie tekstu sprzed lat tak, aby pasował do mojej obecnej wizji tej powieści. Dowiedziałem się, że niestety w wielu sprawach miałem rację. Sytuacja polityczna zmieniła się nie do poznania. Jeszcze kilka lat temu żyliśmy w świecie, który mimo przejściowych kryzysów wydawał się stabilny i relatywnie bezpieczny, wojny toczyły się gdzieś daleko i jeżeli myśleliśmy o naszym związku z tymi konfliktami, to raczej w kontekście poligonu doświadczalnego dla naszej armii. Tymczasem linie frontów konfliktów nazywanych, bądź nie, wojnami, są coraz bliżej naszych granic. Nie sposób tego ignorować. O ile poprzednio niepokoiły mnie problemy gospodarcze, o tyle teraz bardziej boję się, w jaką kolejną katastrofę dziejową zostaniemy wmanewrowani. Mój syn dorósł i za chwilę będzie układał sobie życie, obawiam się, czy jego start w dorosłość będzie równie bezpieczny, jak był kiedyś mój. Przed laty uważałem się za pesymistę, dziś widzę, że ówczesne nasze strachy z perspektywy 2017 r. przypominają strachy na wróble. „Różaniec” to kolejna powieść, w której opisujesz przyszłość, ale nie taką „teraz, tylko bardziej”, zamiast tego konstruując w zasadzie nowe rzeczywistości – w nowej powieści Ziemi nie ma, jest za to sznur poruszających się po dawnej ziemskiej orbicie miast. Uciekasz tak od oceny futurologicznej? Umieszczenie akcji w fizycznie nieistniejącym świecie nie oznacza, że nie można nawiązywać do teraźniejszości. Stworzenie realiów zupełnie nieprzystających do naszych dzisiejszych daje możliwość spojrzenia na naszą teraźniejszość i przyszłość z innej perspektywy. Nie mówiąc o tym, że wykreowanie oryginalnej wizji świata jest przyjemnością samą w sobie, i to nie tylko dla autora, ale mam nadzieję, że również dla czytelnika. Nie mam wielkich ambicji futurologicznych, bardziej interesuje mnie obserwacja świata tu i teraz. I wyciąganie wniosków. Ta moja futurystyka z „Różańca” nie jest prognozą, nazwałbym ją raczej przestrogą. Kiedy powstawały fragmenty „Różańca”, w których opisujesz kampanię wyborczą o fotel prezydenta Warszawy? Niektórzy czytelnicy twierdzą, że wątek polityczny „Różańca” jest komentarzem do ostatnich wydarzeń, w tym na przykład wyborów w Polsce i w Stanach. Tymczasem większość wątków politycznych napisałem przed laty. Rzeczywistość dogoniła fikcję, co mnie martwi w kontekście innych moich przewidywań zawartych w tej powieści. A więc jednak przewidziałeś przyszłość. Czy taka jest nadal rola SF? Słychać narzekanie, że nauka już jakiś czas temu zostawiła literaturę daleko w tyle i pisarze od lat niczego wielkiego nie przewidzieli, nie tak jak giganci SF sprzed lat. Nauka się specjalizuje i wiedza naukowców jest coraz bardziej wyrywkowa. Przy dowolnym projekcie naukowym nie ma zapewne osoby, która ma kompetencje, by ogarnąć całość. Trzymanie się klasycznych zasad science fiction z czasów Złotej Ery połowy XX w. nie ma dziś wielkiego sensu, ponieważ czytelnik ani nie jest zaint
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.