Adaptując klasykę, trzeba mieć się na baczności, bo jest się na celowniku fanów oryginału. Peter Jackson zbierał cięgi za to, jak rozbudował rolę Arweny we „Władcy Pierścieni”, później zaś za nadmuchanie „Hobbita” do rozmiaru trzech filmów. Ostatnio Alex Garland oberwał od czytelników Jeffa VanderMeera za odstępstwa od fabuły powieści „Unicestwienie” w filmie „Anihilacja”, mimo że sam autor oryginału stał za nim murem.
Film „451° Fahrenheita” swobodnie obchodzi się z oryginałem
Ciekawie będzie obserwować, jak widzowie zareagują na najnowszy film produkcji HBO, czyli ekranizację klasycznej powieści Raya Bradbury’ego. Za scenariusz i reżyserię „451° Fahrenheita” odpowiadał Ramin Bahrani, który bardzo swobodnie podszedł do treści książki. Podobnie jak u Bradbury’ego głównym bohaterem jest w filmie Guy Montag, strażak, który razem z kolegami po fachu zajmuje się paleniem książek jako rzeczy szkodliwych i zabronionych. Podobnie jego szefem jest Beatty, pozornie popierający oficjalną ideologię, a tak naprawdę wewnętrznie rozdarty.
Na ekranie zobaczymy też szokującą scenę samospalenia kobiety, którą strażacy przyłapali na posiadaniu ogromnej liczby książek. Nie zabraknie i ludzi ocalających książki poprzez zapamiętywanie ich w całości.
Czytaj także: Czy utopia jest jeszcze możliwa?