Polska odkupuje drogie dzieło sztuki, ale okazuje się, że kupiła sama od siebie. Absurd, ale i prawda. Policja wkracza na konferencję poświęconą Marksowi. Na dole budynku pytają, gdzie tu się szerzy totalitaryzm. Świetna scena literacka – coś jak ze Szczerka. Ale to się też wydarzyło, nie wymyślili jej autorzy wydanych właśnie książek: ani Andrzej Saramonowicz w swoim satyrycznym „Pokraju”, ani Agnieszka Szpila w „Bardo”, ani Patrycja Pustkowiak w „Maszkaronie”, ani Marcin Kołodziejczyk w „Prymitywie”, gdzie odnajdziemy świat opisany bardziej już groteskowo niż satyrycznie. Ba, nawet sam Ziemowit Szczerek w „Siwym Dymie”.
U Szczerka Polska jest tym razem częścią słowiańskiego imperium, którą przyjeżdżają oglądać nowi wyznawcy Słowian z całego świata. Tyle że Szczerek nie musiał niczego wymyślać – to stara idea Bolesława Piaseckiego. Zresztą właśnie ukazała się książka, w której historyk IPN twierdzi, że Imperium Słowiańskie z Polską na czele – czyli to, co może śmieszyć u Szczerka – „to wizjonerska wizja” i powtórzenie idei polskich narodowców, którzy razem z Bolesławem Piaseckim w 1942 r. snuli plany utworzenia po wojnie takiego Katolickiego Imperium Słowiańskiego, od Morza Czarnego po Bałtyk. I tak jest cały czas – polscy pisarze szukający absurdów rzeczywistości nie przeskoczą rzeczywistości, w której żyjemy. Codziennie śmiejemy się więc z memów z „Wiadomości” i pasków TVP Info, z Donalda Trumpa. Taki moment nie jest wcale łatwy dla tych, którzy zajmują się satyrą, wiedzą o tym też twórcy kabaretów. A to dlatego, że Polska jest dziś jednym wielkim memem.
Na ulicy co rusz spotykamy typ napakowanego młodzieńca z tatuażami patriotycznymi. Taka postać jest też w centrum literatury – na przykład Waldi, z zawodu grawer, z zamiłowania kibic, który uprawia seks ze swoją dziewczyną, zagrzewając się okrzykiem „Do boju, do boju Polsko!