Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Czy ze śmiercią Kurta Cobaina umarł rock and roll?

Kurt Cobain w Rio de Janeiro w 1993 r. Kurt Cobain w Rio de Janeiro w 1993 r. E o Rio Era Assim / Flickr CC by 2.0
Nie, rock and roll dalej zarabia pieniądze, choćby miał występować na kroplówce. Jeśli cokolwiek umarło, to raczej wizja tego, że gwiazdy mają fajniejsze życie niż my.

Kurtowi Cobainowi raczej nie podobałby się sposób, w jaki celebrujemy okrągłe rocznice jego śmierci. Dlaczego? Bo kariera lidera Nirvany, który 5 kwietnia 1994 r. popełnił samobójstwo, zaraz potem ogłoszone przez jego kolegów „śmiercią grunge’u”, z czasem nabrała wręcz cech ostatniej takiej drogi w przemyśle rozrywkowym.

Głównie dlatego, że lider Nirvany wybił się na światową popularność, startując z subkulturowego środowiska, na fali może nie przełomowego, ale spontanicznie kształtującego się nurtu i wykorzystując energię rocka. A jego śmierć łatwo dawała się wpisać w litanię rockandrollowych świętych, liczonych od Jimiego Hendrixa albo Briana Jonesa. Trochę nawet zbyt łatwo, za sprawą naszej skłonności do pakietowania, organizowania i upraszczania sobie świata. A Cobain nie znosił rockowej celebry.

Czytaj też: Teorie spiskowe o śmierci gwiazd

Choroba Cobaina

Mamy mnóstwo rocznicowych okazji do wspominania wielkości albumów Nirvany czy talentu Cobaina do pisania piosenek. 5 kwietnia jest prędzej już okazją do wspominania trudnego życia zdolnego człowieka pogrążonego w depresji i uzależnionego od narkotyków. W rocznicę wydania bestsellerowej płyty „Nevermind” (sprzedanej do dziś w ok. 30 mln kopii) najprościej posłuchać sobie piosenek z „Nevermind”. Rocznica śmierci nastraja raczej do powrotu do znakomitego dokumentu „Kurt Cobain: Montage of Heck”.

Zobaczymy tu uroczego i kochanego chłopca, z czasem stającego się zbędnym balastem dla rozbitej rodziny, bez większych wahań faszerowanego psychotropowym ritalinem mającym pomóc w problemach z ADHD, cierpiącego na potężne bóle brzucha i mdłości będące wynikiem niezdiagnozowanej choroby, o której Cobain miał – w charakterystyczny dla siebie sposób, z wisielczym humorem – pisać, że powinni ją nazywać Chorobą Cobaina.

Reklama