Prof. Jerzy Miziołek chyłkiem wycofał się z decyzji o ocenzurowaniu prac Natalii LL i Katarzyny Kozyry. Ale przekaz poszedł już w Polskę, zaś żółty banan, po czarnej parasolce, białej róży i wieszaku, ma szansę stać się kolejnym symbolem kontestowania „dobrej zmiany”. Zasadne więc staje się pytanie: o co z tym bananem chodzi?
„Sztuka konsumpcyjna” w czasach PRL
Cykl „Sztuka konsumpcyjna” Natalia Lach-Lachowicz (używająca pseudonimu Natalia LL) stworzyła w pierwszej dekadzie lat 70. Czyli w czasach peerelowskiej biedy i wiecznego deficytu wszelkich dóbr, ale z rozbudzonymi obietnicami Edwarda Gierka, nadziejami na lepsze życie. Na kolejnych zestawach fotografii przedstawiona była młoda, atrakcyjna dziewczyna ostentacyjnie jedząca banany, parówki, kiełbasy czy kisiel.
Nie ma co ukrywać: erotyczna wymowa tych prac od początku pozostawała ewidentna. A nawet – można by dodać – erotyczna z lekką nutą perwersji. W wywiadzie dla portalu Culture.pl artystka mówiła: „To była rejestracja konsumpcji, która – nagle okazało się, że – jest strasznie erotyczna. One w taki strasznie erotyczny sposób zajadały. A zachodnia krytyka mówiła i pisała, że to jest sztuka krytyczna, pokazująca, że w PRL nie było niczego, tych parówek, bananów”. I z takim przesłaniem fotografie Natalii LL trafiały do mediów na świecie, a nawet na okładki pism, m.in. prestiżowego dla świata sztuki pisma „Flash Art”.
Czytaj także: Dlaczego w Polsce brakuje dobrych kolekcji sztuki współczesnej
Konsumpcjonizm, erotyka, psychoanaliza
Nasza rodzima krytyka potraktowała „Sztukę konsumpcyjną” (w której seria z bananami rzeczywiście zyskała największą popularność) w sposób dużo bardziej wnikliwy. Prof. Piotr Piotrowski w książce „Znaczenia modernizmu” uznał za najtrafniejsze zderzenie dwóch pojęć: erotyki i konsumpcjonizmu. Z jednej więc strony otrzymujemy od Natalii LL krytykę „erotyki konsumpcjonizmu”, czyli przydawania dobrom walorów i podtekstów seksualnych. W tym sensie praca była profetyczna. Wystarczy obejrzeć dowolne współczesne reklamy: samochodów, słodyczy, mebli, biur podróży, czegokolwiek. Co druga z nich podszyta jest mniej lub bardziej ukrytym erotyzmem.
Poza tym można spojrzeć na tę pracę jako na krytykę „konsumpcji erotyki”. Traktowania tej intymnej sfery relacji międzyludzkich jako obszaru poddanego takim samym prawom jak kultura masowa czy właśnie konsumpcja: uprzedmiotowieniu, manipulacji, wyrachowaniu itd. Modelka śmiało (bezwstydnie?) patrzy w oczy widza. Nie ma tu miejsca na tajemnicę. Jest za to huśtawka przyciągania i odpychania.
Ale zdarzały się także analizy jeszcze mocniej interpretujące tę pracę. Na przykład Agata Jakubowska spojrzała na „Sztukę konsumpcyjną” z perspektywy psychoanalizy lacanowskiej i zauważyła, że na tych zdjęciach stroną aktywną pozostaje kobieta, podczas gdy element męski (banan czy parówka symbolizujące penisa) jest biernym obiektem konsumpcji. Ta instrumentalizacja mężczyzny oznacza odwrócenie tradycyjnych ról społecznych i kulturowych obowiązujących wówczas w Polsce. I stanowi formę krytyki antykobiecej polityki uprawianej – wbrew oficjalnym deklaracjom – przez komunistyczne władze.
Czytaj także: Seks – polskie tabu
Bananowy fenomen
Jerzy Miziołek swą decyzję o ocenzurowaniu prac tłumaczył dobrem o stan psychiczny i emocjonalny młodocianych widzów. No to oddajmy raz jeszcze głos artystce, która w tym samym wywiadzie mówiła: „To jest taka fotografia, którą w tej chwili bardzo lubi młodzież. Gdy wyjeżdżam do Barcelony lub Madrytu, młodzież hiszpańska ma moją »Sztukę konsumpcyjną« w komórkach”.
I w tym momencie wypada jednak okazać dyrektorowi Muzeum Narodowego w Warszawie wdzięczność. Jedną decyzją sprawił, że pół Polski usłyszało o naszej artystce spod znaku konceptualizmu, body artu i sztuki feministycznej. Nie starczyłoby i kilku dekad, by osiągnąć tę popularność metodami tradycyjnymi: publikacjami albumów, wystawami itd. W jeden dzień Natalia LL przeskoczyła z hermetycznej sztuki progresywnej do świata popkultury. Tylko czekać, aż pojawią się magnesy na lodówki, kubki i T-shirty z bananowym motywem. Był San Escobar, teraz jest bananowy fenomen. Czy to nie układa się w spójną całość?
Czytaj także: Muzea narodowe. Osobliwa zmiana warty