W konkursie dokumentalnym znalazła się jeszcze ukraińsko-polska koprodukcja „Projectionist” Jurija Szyłowa, a w sekcji prezentującej najnowsze osiągnięcia kina czeskiego – 13-minutowa czesko-słowacko-polska animacja „The Kite” Martina Smatany. Producent Dariusz Jabłoński promować będzie serial kryminalny „Zasada przyjemności”. I to w zasadzie wszystko.
W Karlowych Warach mało propozycji z Polski
Brak najnowszej oferty znad Wisły to spora i niemiła niespodzianka. Festiwal odgrywa rolę regionalnego centrum prezentującego najciekawsze osiągnięcia kinematografii Europy Środkowo-Wschodniej. W ubiegłych latach Polacy zawsze znajdowali uznanie w oczach czeskich selekcjonerów. Naszych twórców nawet trochę na wyrost, ale widać było niemal w każdej sekcji.
W minionej dekadzie zdobywali tu laury m.in. aktorzy Jowita Budnik i Eryk Lubos. Do karlowarskiego uzdrowiska przyjeżdżały ekipy wielu mniej lub bardziej głośnych wydarzeń, m.in. twórcy filmów Joanny Kos-Krauze, Tomasza Wasilewskiego, Pawła Maślony, Grzegorza Zaricznego. W jury zasiadała Agnieszka Smoczyńska, autorka nagradzanej „Fugi”, a trochę wcześniej Agnieszka Holland. Tym razem nie będzie prawie nikogo. Czy należy to potraktować jako sygnał ostrzegawczy, że z naszą kinematografią zaczyna się dziać coś niepokojącego?
Czytaj także: Czy wirtualna rzeczywistość zmieni kino, jakie znaliśmy?
Polskie kino zalicza spadek formy?
Panikować raczej nie ma powodu, bo Karlowe Wary to nie Cannes, Wenecja czy Berlin, gdzie niedawno, w lutym, był pokazywany m.in. „Obywatel Jones” Agnieszki Holland. To te trzy największe festiwale wyznaczają trendy, dyktują hierarchię, decydują o prestiżu. Czeska impreza – okazała, hojnie dotowana – należy do europejskiej elity. Ale tak naprawdę o niczym nie przesądza. Posiada kategorię A przyznawaną przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Producentów Filmowych, co zobowiązuje do prezentacji określonej liczby nigdzie wcześniej niepokazywanych, premierowych tytułów. Na podobnych zasadach działają Warszawski Festiwal Filmowy, Locarno, San Sebastian, Moskwa i Tallin.
Nie jest prawdą, że zaliczamy słabszy sezon w wykonaniu polskich filmowców. Może skończyła się dla nich taryfa ulgowa u naszych południowych sąsiadów (zastąpili nas Słowacy z kilkunastoma propozycjami) albo pojawiły się lepsze okazje festiwalowe i niebawem usłyszymy, kto i gdzie został zaproszony.
Czytaj także: Jak się zmieniało polskie kino przez ostatnie 25 lat
Jakie filmy do obejrzenia w Karlowych Warach
Tymczasem w konkursie głównym czeskiego festiwalu (12 tytułów) honoru naszego regionu bronić będą zaledwie trzy filmy. Dramat psychologiczny „Siostra przyrodnia” Słoweńca Damiana Kozole o niemożności porozumienia w ramach jednej rodziny. „Ojciec” bułgarskiego duetu Kristiny Grozevej i Petara Valchanova o żałobie dojrzałego mężczyzny po śmierci żony. Oraz „Zapalcie światło” Słowaka Marko Škopa – też historia rodzinna o nastoletnim synu zapisującym się potajemnie do paramilitarnej organizacji młodzieżowej. Ponadto trzy filmy z Azji, jeden amerykański, jeden chilijski, reszta z Europy Zachodniej.
Festiwal otworzy „After the Wedding” Barta Freundlicha, amerykański remake duńskiego dramatu psychologicznego pod tym samym tytułem o kryzysie małżeńskim, odżywającym pod wpływem nieoczekiwanego spotkania dwóch kobiet. W rolach głównych Michelle Williams i Julianne Moore, która odbierze Kryształowy Glob za artystyczny wkład w rozwój sztuki filmowej. Oprócz niej tę samą nagrodę otrzyma aktorka Patricia Clarkson, gwiazda serialu „Ostre przedmioty”. Zabawa trwać będzie do białego rana. Dobry nastrój zapewni czeska orkiestra narodowa pod batutą Carla Davisa, grająca nieśmiertelne przeboje Beatlesów.
Zwycięzców poznamy 6 lipca.
Czytaj także: Gra sił pomiędzy kinem i streamingiem