Głośno zrobiło się ostatnio o „Sądzie Ostatecznym” Hansa Memlinga. Najpierw za sprawą dyskusji o tęczy wklejonej w aureolę Madonny. O arcydziele niderlandzkiego twórcy pierwsi przypomnieli sobie twórcy memów, wykorzystując fakt, że na obrazie rozpięta jest tęcza. „Memling! Będziesz siedział!” – głosił jeden z graficznych żartów.
Do Memlinga nawiązuje też Kle Mens (właściwie Klementyna Stępniewska), która do swojego dzieła zabrała się wiele miesięcy przed aferą i gdy ta ostatnia wybuchła, praca była praktycznie na ukończeniu. Być może profetycznie coś przeczuwała, bo u siebie w miejscu tęczy umieściła biało-czerwoną flagę. Na razie jej „Sąd Ostateczny” nie powrócił jeszcze z wystawy w Londynie, ale można przypuszczać, że gdy tylko pojawi się na jakiejkolwiek ekspozycji w Polsce, wzburzenie po narodowo-katolickiej stronie może być ogromne. Chwilowo krąży po internecie i zbiera liberalne lajki na Facebooku.
Sporo ciekawostek
Dzieło Kle Mens powtarza kompozycję Memlinga, ale nasyca ją współczesnymi treściami. A zatem w lewym jego skrzydle zbawieni wędrują do nieba. W polskiej wersji to wyłącznie mężczyźni łączący cechy kibolskie (narodowe tatuaże z orłami) i patriotyczne (biało-czerwone opaski). Wędrują oczywiście, jak u Broniewskiego, czwórkami, pilotowani przez husarzy, ułanów, żołnierzy wyklętych i siostrę Faustynę. A tym, którzy już wkraczają do nieba, wyrastają także husarskie skrzydła, czyniąc z nich polską wersję aniołów. Z kolei do piekła wędrują same kobiety. Plugawa rasa pełna lesbijek i bezwstydnych, wyuzdanych ladacznic kryjących się za czarnymi parasolkami. Pośrodku Chrystus sprawiedliwy, otoczony nie apostołami, tylko świętymi. W parytecie, po jednej stronie kobiety (św. Agata, broniąca swej cnoty św.