„Polityka” prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

McDonald’s na wodzie, czyli Łazienki w żelaznym uścisku kiczu

Pływająca reklama McDonald’s w Łazienkach Pływająca reklama McDonald’s w Łazienkach Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
McDonald’s wypuścił na staw w Łazienkach, vis-à-vis Pałacu na Wodzie, dużą platformę z własnym logo. Kolejna granica dobrych obyczajów została przekroczona.

Był to fragment aranżacji pokazu mody projektantki Gosi (przepraszam, ale ta pani tak się każe zdrobniale nazywać) Baczyńskiej i po jednym dniu został usunięty. Co nie przeszkodziło, by na portalach społecznościowych zawrzało z oburzenia. Najmniej pretensji miałbym do restauracyjnego koncernu; tam nie ma miejsca na sentymenty i delikatności, a nieskorzystanie z takiej okazji reklamy nie wchodzi w grę. Gdyby im pozwolono wykuć logo w murach Malborka lub wysprejować je na zygmuntowskim dzwonie, zapewne też nie mieliby skrupułów.

Dziwić się można samej projektantce, która nie tylko ową pływającą platformę wymyśliła, ale krytykowana, broniła się dość żałośnie i kompromitująco: „Nikogo już nie dziwią sportowe buty noszone do wieczorowej sukni. To nowa rzeczywistość, której należy wyjść naprzeciw. Łazienki Królewskie to miejsce idealnie wpisujące się w ten trend (sic!)”. Niech już ona ograniczy swoją aktywność do szycia sukienek.

Czytaj także: Reklama społecznie zaangażowana

Dyrektor Łazienek do dymisji?

Najbardziej jednak dziwić się należy dyrektorowi Łazienek. To dr hab. Zbigniew Wawer, specjalista od mundurów i odznak wojskowych, który (nie)miłościwie panuje w królewskich ogrodach, wyniesiony na to stanowisko – jak się nietrudno domyślać – przez Dobrą Zmianę.

Trzeba przyznać, że ma minister Piotr Gliński osobliwy talent do obsadzania na dyrektorskich stanowiskach w prestiżowych placówkach kultury osób o niekompatybilnych kwalifikacjach, a przede wszystkim bez skrupułów odrzucających środowiskowe i zawodowe standardy (vide Jerzy Miziołek w Muzeum Narodowym). Zastanawiam się, ile zer musiała liczyć sobie kwota przelana na konto Łazienek, by zablokowała myślenie i sprawiła, że pan dyrektor nie widział nic nagannego w tym, że w jednym z najważniejszych dla historii Polski miejsc pływało sobie wielkie złote „M”. Nie tylko szpecące, ale też należące do koncernu, który odpowiada za niehumanitarną produkcję mięsa i który pozostawia za sobą węglowy ślad długi jak z Ziemi na Marsa.

Na decydencie najmocniej poużywała sobie na Facebooku była minister kultury Małgorzata Omilanowska, która najpierw ironicznie zasugerowała, że dyr. Wawer lepiej by się nadał na dyrektora domu weselnego, a później już serio zapytała, czy to nie jest wystarczający powód do złożenia przez niego dymisji. Naiwna.

Czytaj także: Czy franczyza ma dziś sens?

Kocham cheesburgery, jem ich od cholery!

Łazienki dostały się (na szczęście na jeden wieczór) w żelazny uścisk kiczu. Jak donosi portal branży hotelarsko-gastronomicznej: „Podczas afterparty wytwornie ubrani kelnerzy proponowali gościom podane na srebrnych tacach cheesburgery”. Brakowało tylko rzeźby Wielkiej Frytki i koncertu disco polo z piosenką: „Kocham hamburgery, jem ich od cholery”.

I pomyśleć, że niektórym przeszkadzało, że w Pałacu na Wodzie prezydent Bronisław Komorowski organizował wieczorne spotkania z najwybitniejszymi polskimi twórcami. Choć może to i signum temporis: w miejscu, w którym dyskutowało się o spektaklach Lupy, dziś zajada się fast foody. Eksces? Wybryk? Niekoniecznie. Oto bowiem ta sama czujna Małgorzata Omilanowska donosi, że dyrektor Wawer ogłosił konkurs na zadaszenie sceny i widowni amfiteatru w Łazienkach. Amfiteatru?!?! Potrafimy jednak zaskakiwać świat.

Czytaj także: Dlaczego Polin wciąż nie ma dyrektora?

Wielkie złote „M”

Może jestem zbyt ortodoksyjny? Nie sądzę. Tego samego dnia, gdy po stawie pływał sobie symbol frytek z colą, przed pałacem w Wilanowie wystąpiła grupa szwajcarskich trombit z Academie Suisses de Cor des Alpes. Można powiedzieć, że wiejska tradycja alpejska ma z Wilanowem tyle wspólnego co McDonald′s z Łazienkami. A jednak ich występ jakoś dziwnie nie drażnił, wręcz przeciwnie, tworzył oryginalne asocjacje między dwoma tak różnymi, a jednak przynależnymi do wspólnej kultury europejskiej porządkami. Wielkie złote „M” nie budziło żadnych asocjacji. Co najwyżej irytację albo wściekłość.

Czytaj także: Jak przegrywa minister Gliński

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

Ja My Oni

Przegrasz czy wygrasz, wracaj do domu. Czyli jak sobie radzić z porażką i sukcesem

Jak sobie poradzić z porażką, ale też sukcesem.

Grzegorz Gustaw
08.08.2017
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną