Tylko to jedno zdanie z raportu mogłoby wystarczyć za cały komentarz: „nie są diagnozowane potrzeby, nie ma długofalowych planów i specjalnego budżetu na realizację przedsięwzięć, nie jest monitorowana skuteczność działań”. Problem dotyczy dwóch resortów, które promocję mają wpisaną w swoje cele: Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ale w ich ramach – jak skwapliwie policzyli inspektorzy NIK – rozsławianiem naszej kultury za granicą zajmuje się aż 120 jednostek. I z reguły każda na swoją rękę, nie oglądając się na innych. Dokonajmy krótkiego przeglądu tego pospolitego ruszenia.
Zmienne szczęście polskich instytutów kulturalnych
W resorcie kultury to przede wszystkim Instytut Adama Mickiewicza. Teoretycznie najważniejszy ambasador polskiej kultury w świecie. Powołany w 2000 r., miał integrować całość przedsięwzięć. Z czasem swoją część wyszarpał od niego Polski Instytut Sztuki Filmowej, inny kęs – Instytut Książki. Ale i tak to potentat, który w latach 2013–18 zorganizował blisko 5 tys. wydarzeń, na które wydał ponad 150 mln zł. Instytucja z wypracowanym know-how, ustabilizowanymi kadrami, której „dobra zmiana” specjalnie nie zaszkodziła. Teatr, muzyka, sztuka, a od paru lat dynamicznie wspierany design – to główne obszary jej aktywności.
Wyżej wspomniane dwa instytuty działają już ze zmiennym szczęściem, a niekiedy wręcz w sposób kompromitujący, czego przykładem pamiętna narodowa reprezentacja na