Dłuższą historię ma pierwsza z tych imprez. To już dziewiąta jej edycja. Powstała głównie z myślą o potencjalnych klientach, także zagranicznych, których łatwiej zachęcić do przyjazdu, gdy mogą poznać świeżą ofertę kilkunastu zmobilizowanych na ten czas galerii niż jednej czy dwóch. Słowem wedle reguły: „w kupie siła”.
Z czasem Weekend lekko ewoluował, bardziej otwierając się na zainteresowanie lokalnego odbiorcy. Na tym tle druga z imprez to niemal nowicjusz; organizowana jest po raz trzeci. Zrodziła się trochę z rozczarowania, bo okazało się, że twórcy WGW niechętnie dopuszczają do swego grona nowe galerie, stawiając na pewną formę ekskluzywności. Można powiedzieć, że to forma „Salonu Odrzuconych”, którzy postanowili pokazać, że wcale nie są gorsi czy mniej ciekawi dla widzów.
Sprawdź także: Ranking najlepszych galerii i muzeów
Co w ramach Warsaw Gallery Weekend
Obie strony stanęły więc naprzeciw siebie jak dwie armie, wytaczając broń wszelakiego rodzaju. Na pierwszy rzut oka lepiej prezentują się armaty WGW. Lśnią nazwiskami topowych artystów średniego i młodego pokolenia – z Wilhelmem Sasnalem i Arturem Żmijewskim (Fundacja Galerii Foksal), Pawłem Susidem (Wizytująca), Mariuszem Tarkawianem (Propaganda), Bownikiem (BWA Warszawa). Są laureaci Paszportów „Polityki” (Nicolas Grospierre, Tymek Borowski), klasycy awangardy (Andrzej Dłużniewski), wschodzące gwiazdy (Kamil Kukla, Irmina Staś, Joanna Woś).
Poza tym imponujące są siły wsparcia. Wśród instytucji, które kontrasygnują program, znalazły się m.in. Galeria Zachęta, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, CSW Zamek Ujazdowski, Muzeum Warszawy, ale też Ministerstwo Kultury i Sztuki oraz resortowy Instytut Adama Mickiewicza. Budujący jest fakt, że wśród 55 artystów, których zaprezentuje 27 galerii, aż 40 proc. stanowią kobiety.
Czytaj także: Jak kobiety przebijały się w sztuce
W sztuce dla każdego coś innego
Na tle głośnego huku dominującej w WGW sztuki progresywnej program konkurencji wydaje się cichszy, spokojniejszy, anektujący pola, które dla awangardowej armii „weekendowców” wydają się niegodne uwagi, jak choćby ilustrację książkową (Maciej Sieńczyk) czy sztukę dawniejszą (Kazimierz Podsadecki, Jan Lebenstein). Poza tym odnosi się wrażenie, że naprzeciwko karnej, regularnej armii idącej pod sztandarami awangardy WGW stanęły oddziały pospolitego ruszenia.
Kogo tu mamy? Kilku galeryjnych wojaków-weteranów wspierających się tradycyjną (rzec by się chciało – białą) bronią, takich jak Galeria Grafiki i Plakatu (43 lata na froncie), Galeria Test (34 lata), Galeria Milano (30 lat), aTAK (12 lat). Jest nieduży, ale ciekawy oddział zaciężny z zagranicy (Austriackie Forum Kultury i Węgierski Instytut Kultury), pułk sił galerii samorządowych (Prom Kultury, Centrum Promocji Kultury). Lokalne siły wsparcia są też skromniejsze: Akademia Sztuk Pięknych i Łazienki Królewskie.
Nie będę spekulował, kto zwycięży, bo w końcu nie o to chodzi. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że dzięki owej rywalizacji, paradoksalnie, obie strony wyjdą wzmocnione, a już na pewno wzmocniona wyjdzie sztuka. Po pierwsze dlatego, że konkurencja wymusza wysiłek. I widać, że obie strony starają się zaistnieć i zaciekawić. Po drugie dlatego, że pełniejszy wyraz znajduje stara zasada: „dla każdego coś miłego”. A o cóż więcej może chodzić!
Czytaj także: Dlaczego w Polsce brakuje dobrych kolekcji sztuki współczesnej
Szczegóły i programy: