Nagrody Nobla i Bookera poprzedziła syzyfowa praca tłumaczy w wielu krajach. To oni dobijali się do wydawców i próbowali ich przekonać do twórczości Polki.
W Wielkiej Brytanii przez lata mało kto się twórczością Olgi Tokarczuk interesował. Dawno temu wyszły dwie książki, a potem przez lata tłumaczki Antonia Lloyd-Jones i Jennifer Croft szukały wydawcy, słysząc w odpowiedzi, że książki Olgi Tokarczuk są „zbyt eksperymentalne”. Zwrot akcji nastąpił, kiedy „Biegunów” (w ang. wersji „Flights”) zdecydowało się wydać małe wydawnictwo Fitzcaraldo. Podobny scenariusz powtarzał się zresztą w innych krajach – dopiero gdy pojawił się dobry wydawca, książki Polki miały szansę zyskać rozgłos. W Wielkiej Brytanii ważne były też Londyńskie Targi Książki w 2017 r. Polska była na nich gościem honorowym i to tu premierę miała powieść „Flights”.
Jennifer Croft, która po „Biegunach” pracuje nad „Księgami Jakubowymi”, wiele razy była też odsyłana z kwitkiem przez wydawców w Stanach Zjednoczonych. Słyszała, że to, co podoba się w Europie, niekoniecznie trafi do czytelników amerykańskich. A potem pojawiły się dwie nominacje do National Book Award – za przekład „Biegunów” i „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Dopiero po nich sytuacja uległa zmianie.
Ezoteryczna pisarka z Polski
Dobra prasa, którą książki Tokarczuk od dawna miały w wielu krajach, nie zawsze przekładała się na zainteresowanie czytelników. Tak było choćby w Niemczech i niemieckojęzycznym obiegu literackim. „To była lektura dla wtajemniczonych” – pisał „Süddeutsche Zeitung”. Do przekładów dzisiejszej noblistki przylgnęło określenie „ezoteryczna pisarka z Polski”.