Kultura

„Gwiezdne wojny” dobiegają końca. Ale czy na pewno?

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” mat. pr.
Już 18 grudnia „Gwiezdne wojny” staną przed bodaj największym wyzwaniem w swojej długiej historii. Również, a może przede wszystkim biznesowym. Wtedy to bowiem dobiegnie końca trwająca przeszło 40 lat saga. I rozpocznie się coś (nie)zupełnie nowego.

Zbliżający się nieuchronnie koniec dekady sprzyja podsumowaniom, ale i pozwala nieśmiało zajrzeć za firaneczkę i podpatrzyć, co też szykują na kolejne lata giganci lepiący naszą wyobraźnię niczym plastelinę. Bo choć kultura żywo reaguje na to, co dzieje się za oknem (a przynajmniej się stara), to plan biznesowy rozpisuje się ze sporym wyprzedzeniem i uwzględnieniem ryzyka. Szczególnie jeśli mowa o Disneyu, korporacji, której coraz obszerniejsze portfolio, obejmujące chociażby popularne komiksowe postaci Marvela, słynne Księżniczki i nieśmiertelnego Kubusia Puchatka, zdaje się puchnąć z roku na rok.

Czytaj też: Disney pobił własny rekord i nie ma na świecie konkurencji

„Gwiezdne wojny” znów rozbiją bank

Nic zatem dziwnego, że niejeden patrzy na tę niemalże monopolistyczną dominację z przestrachem, bo firma zdaje się sprawować rząd dusz, podbijając światowy box-office z godną podziwu regularnością. Ale i olbrzymowi zdarza się zachwiać na drżących nogach. Tymczasem zbliża się niełatwa próba, bo lada dzień wybrzmi finał sagi „Gwiezdnych wojen”, rozpoczętej dawno, dawno temu w nie tak znowu odległej galaktyce. I choć można praktycznie mieć pewność, że film rozbije bank, a rok zakończy się sowitymi premiami dla kierownictwa, to tytaniczna praca, mająca na celu zapewnić jak największy zwrot z dokonanej przed siedmioma laty inwestycji, trwa dalej; pod kotłami aż buzuje.

Zaledwie przed miesiącem minęło siedem lat od zakupu Lucasfilm przez Disneya; tym samym firma stała się posiadaczem jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie.

Reklama