Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

„Oficer i szpieg” Polańskiego: metafora losów reżysera?

Kadr z filmu „Oficer i szpieg” Kadr z filmu „Oficer i szpieg” mat. pr.
„Oficer i szpieg” lepiej sprawdza się jako dramat sądowy niż film szpiegowski. Pytanie, czy jest jednocześnie – jak sugerują przeciwnicy Polańskiego – metaforą losów reżysera, który postrzega sam siebie jako ofiarę.

Kontrowersje towarzyszyły „Oficerowi i szpiegowi”, jeszcze zanim Roman Polański w ogóle rozpoczął prace nad filmem. Od początku, zwłaszcza w mediach społecznościowych, pojawiały się sugestie, że reżyser użyje historii Alfreda Dreyfusa, by wybielić własne grzechy przeszłości i pokazać samego siebie w roli ofiary. Przypomnijmy: Dreyfus był żydowskim oficerem francuskiej armii, którego pod koniec XIX w. oskarżono o szpiegostwo, zdegradowano i skazano na zesłanie do kolonii karnej. Walka o oczyszczenie go z zarzutów trwała ponad pięć lat, a jej przełomowym momentem był artykuł „J’accuse” („Oskarżam”) opublikowany przez Emila Zolę na łamach dziennika „L’Aurore” (aferę Dreyfusa przypomina prof. Marcin Wodziński w świątecznym wydaniu „Polityki”).

Polański planował realizację filmu o Dreyfusie od wielu lat. Pracował nad scenariuszem z brytyjskim pisarzem Robertem Harrisem, którego „Autora widmo” przeniósł na ekran w 2010 r. Przygotowania przeciągały się ponad miarę, Polański namówił więc najpierw Harrisa do napisania powieści „Oficer i szpieg”. Po kilku latach mogli wrócić do realizacji projektu.

Prawda ważniejsza niż uprzedzenia

Wydarzenia oglądamy z perspektywy Georges’a Picquarta (Jean Dujardin), oficera, który w 1895 r. został szefem francuskiego wywiadu. Wtedy przekonał się, że dowody w procesie Dreyfusa zostały sfabrykowane – skazany, jako jedyny Żyd na stanowisku oficerskim, był łatwym celem nagonki i kozłem ofiarnym.

Reklama