Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

„Klątwa” wróciła i jest bardziej realistyczna

Kadr z filmu „Klątwa” Kadr z filmu „Klątwa” mat. pr.
Kultowa japońska „Klątwa” znów nawiedza USA. Rozmawiamy z reżyserem Nicolasem Pescem, który obiecuje realistyczny, oparty na rodzinnym dramacie horror, niekoniecznie remake.

MARCIN ZWIERZCHOWSKI: – W jaki sposób nowa „Klątwa” łączy się z poprzednimi filmami tej serii?
NICOLAS PESCE: – „Klątwa” jest antologią. Zwłaszcza japońskie filmy to zawsze różni bohaterowie, różne lokacje, różne duchy. Poza drugim i trzecim amerykańskim remakiem ograniczano się wyłącznie do Japonii. A w klątwie fajne jest to, że działa jak wirus, i to zaraźliwy. Nie mógłby ograniczyć się do Tokio. Występuje w Azji, Europie, Afryce, Ameryce, bo się rozprzestrzenił. Wiele osób sądzi, że „The Grudge: Klątwa” to remake remake’u, co nie jest prawdą. Nie kręciliśmy na nowo żadnego z poprzednich filmów, to nowy rozdział. Pokazujemy, co dzieje się w Stanach, gdy klątwa w Japonii wciąż działa. Te historie funkcjonują obok siebie, rozgrywają się w tym samym świecie.

Nie chodzi o grozę dla grozy. Publiczność dziś jest dużo bardziej otwarta na horrory splecione z dramatami rodzinnymi niż, powiedzmy, 15 lat temu. Dopiero teraz możemy naprawdę pochylić się nad tym aspektem opowieści.

Czytaj także: Dlaczego boimy się horrorów

Jak stworzyć własną opowieść w ramach antologii, która ma jednak określone ramy?
Gdy ktoś umiera w okropny sposób, to „skaża” dom. Jeśli potem się do niego wejdzie, ma się przerąbane. To punkt wyjścia. Nasz film też się tak zaczyna. Ale później snujemy już nowe opowieści – z nowymi bohaterami i nowym domem. Chodzi o to, żeby złapać balans między tonem franczyzy a czymś świeżym. Są tu pewne konieczne elementy, mrugamy do fanów. Sam jestem fanem tego świata, mogę godzinami opowiadać o duchach i lokacjach. Chciałem przy okazji spełnić własne oczekiwania.

Jakie elementy starszych filmów znajdujemy w „The Grudge: Klątwie”?
Wiele tu odniesień do pierwszych „Klątw”, japońskich, gdy skromne budżety zmuszały twórców do minimalizmu, ograniczania lokacji, zwłaszcza do wnętrz, co dało efekt klaustrofobii. I to zadziałało bardzo dobrze. Wróciłem do tych filmów, żeby podejrzeć, jak kręcono sceny w domach, straszono i wykorzystywano przestrzeń. Nasz film to nie do końca opowieść o nawiedzonym domu, ale dom odgrywa w nim niezwykle ważną rolę. Jest jednym z bohaterów.

Czytaj także: Z czego się robi sztuczną krew do filmów

Inspirował pana film „Siedem” Davida Finchera.
Bo to przykład mrocznego filmu, ale jednak mocno zakorzenionego w realizmie. Mimo że w zasadzie nie wiemy, gdzie rozgrywa się akcja, widzimy tylko, że samochody są dziwnie przestarzałe. Śledczy de facto nie rozwiązują sprawy – gdy nie wiedzą, dokąd iść, zabójca sam się im pokazuje. Fincher nakręcił dramat przebrany za procedurala. Robię coś podobnego – główną bohaterką jest pani detektyw zajmująca się sprawą, którą ktoś rzucił jej na biurko. Ale nie jest to pełnoprawna opowieść o dochodzeniu.

Czytaj także: Ekohorrory wchodzą do kin

Inspirowały też pana własne doświadczenia, ludzie i wydarzenia.
Wszystkie trzy najważniejsze wątki fabularne były inspirowane prawdziwymi ludźmi i wydarzeniami z mojego życia. Zresztą tak jak mój debiutancki obraz, „Oczy matki”, film dużo dziwniejszy niż „The Grudge”. Pisząc scenariusze, wychodzę z założenia, że nieważne, gdzie się wszystko kończy, jak opowieść wyewoluuje, jeśli zacznę od czegoś, czego doświadczyłem sam albo doświadczył ktoś mi bliski. Ważne, że będzie w tej historii jakaś prawda. To pozwala trzymać się realizmu.

„The Grudge: Klątwa” jest więc horrorem realistycznym?
Horror to wspaniały zestaw zabawek dla filmowców. W jednej ze scen bohater widzi, że ktoś obcina sobie palce – nie wiemy, jak zareagować, nie możemy czerpać z własnych doświadczeń. W tym sensie twórcy horrorów bawią się rzeczywistością, bo muszą wymyślać takie reakcje. Realizm wychodzi w moim przypadku od określenia, jaki jest twój świat i co jest w nim możliwe. Potem trzymam się tak ustalonych zasad. U Terry’ego Gilliama realizm jest inny niż u Finchera, który z kolei jest najbliżej naszej rzeczywistości. W „The Grudge: Klątwie” poziom realizmu z początku jest duży, wszyscy bohaterowie mierzą się z jakimiś problemami. Dopiero z czasem zagłębiamy się w horror.

Czytaj także: Jak się krzyczy w filmie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną