MARCIN ZWIERZCHOWSKI: – W jaki sposób nowa „Klątwa” łączy się z poprzednimi filmami tej serii?
NICOLAS PESCE: – „Klątwa” jest antologią. Zwłaszcza japońskie filmy to zawsze różni bohaterowie, różne lokacje, różne duchy. Poza drugim i trzecim amerykańskim remakiem ograniczano się wyłącznie do Japonii. A w klątwie fajne jest to, że działa jak wirus, i to zaraźliwy. Nie mógłby ograniczyć się do Tokio. Występuje w Azji, Europie, Afryce, Ameryce, bo się rozprzestrzenił. Wiele osób sądzi, że „The Grudge: Klątwa” to remake remake’u, co nie jest prawdą. Nie kręciliśmy na nowo żadnego z poprzednich filmów, to nowy rozdział. Pokazujemy, co dzieje się w Stanach, gdy klątwa w Japonii wciąż działa. Te historie funkcjonują obok siebie, rozgrywają się w tym samym świecie.
Nie chodzi o grozę dla grozy. Publiczność dziś jest dużo bardziej otwarta na horrory splecione z dramatami rodzinnymi niż, powiedzmy, 15 lat temu. Dopiero teraz możemy naprawdę pochylić się nad tym aspektem opowieści.
Czytaj także: Dlaczego boimy się horrorów
Jak stworzyć własną opowieść w ramach antologii, która ma jednak określone ramy?
Gdy ktoś umiera w okropny sposób, to „skaża” dom. Jeśli potem się do niego wejdzie, ma się przerąbane. To punkt wyjścia. Nasz film też się tak zaczyna. Ale później snujemy już nowe opowieści – z nowymi bohaterami i nowym domem. Chodzi o to, żeby złapać balans między tonem franczyzy a czymś świeżym. Są tu pewne konieczne elementy, mrugamy do fanów.