Kultura

Geralt był z Rivii, a efekty specjalne... z Warszawy

Kadr z serialu „Wiedźmin” Kadr z serialu „Wiedźmin” Platige Image / mat. pr.
Gdyby nie Polacy, ręka Fringilli nigdy by nie uschła, a głowa bazyliszka byłaby gumowym rekwizytem. Nie dajcie się zwieść Netflixowi. Prawdziwe czary dzieją się nie w Aretuzie, lecz w studiu Platige Image.

Ostatnie minuty czwartego odcinka serialowego Wiedźmina, driady poją Ciri wodami Brokilonu. Moment później księżniczka budzi się na pustyni, w której centrum dostrzega wyrastające z dwóch pni drzewo. Jego konary mkną ku górze, korę otacza srebrzysta aura. – To Shan-Kayan...

Dobrze to wymawiam? – dopytuję Michała Niewiarę, konsultanta kreatywnego serialu. – Chyba tak, ale „Ciri” mów przez „C”. Siri to jest asystent osobisty Apple′a. Niezrażony wtrętem Mateusz Tokarz, ekspert od efektów specjalnych, wraca do meritum: – W materiale kamerowym ta scena wyglądała zupełnie inaczej. Po pierwsze: nagrywaliśmy za dnia, a w ujęciu mamy noc. Po drugie: żadnego drzewa tam nie było.

Chrzest ognia

Platige Image ma na koncie uznane animacje („Rybia noc”, odcinek „Miłość, śmierć i roboty”), zwiastuny wysokobudżetowych gier („Watch Dogs 2”, „Metro: Exodus”) oraz filmy kinowe („Jeszcze dzień życia”). „Wiedźmina” współprodukowało, stworzyło też sporą część cyfrowych efektów specjalnych, a współwłaściciel studia Tomek Bagiński był pomysłodawcą projektu. Właśnie dlatego choć nad serialem Netflixa pracowało równocześnie pięć studiów, to Polacy stanęli w forpoczcie.

Zanim

  • Andrzej Sapkowski
  • CD Projekt RED
  • film
  • Netflix
  • popkultura
  • seriale
  • Wiedźmin
  • Reklama