Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Zagraj w to jeszcze raz, Sam. Wraca „Final Fantasy VII”

Kadr z gry „Final Fantasty VII” Kadr z gry „Final Fantasty VII” mat. pr.
Gra „Final Fantasy VIII” już w 1997 r. była rewolucją, a z biegiem lat zyskała pozycję żelaznego klasyka. Teraz ukazuje się remake.

O ile idea filmowego remake’u od dawna nie wydaje się wyjątkowo oburzająca, to rzadko newsowi o realizacji nowej wersji hitu towarzyszy szczera ekscytacja. Przyczyny wydają się dość oczywiste. Pośród nich szczególne miejsce zajmuje zabetonowana nostalgia, poczucie zszargania ukochanego dzieła, a przy tym naszych, niekiedy zwodniczych sentymentach. Lecz kino to jedno. Zupełnie inaczej na podobne inicjatywy reagują gracze.

Czytaj też: Jasna strona gier wideo

Stare gry na nowo. Po co?

Ma to, oczywiście, niemały związek z charakterem medium. Filmy może się i „starzeją”, ale ich ponadczasowość rzadko wynika z kwestii technicznych. Dla rynku gier nawet kilka lat może okazać się istnym millenium, a poszczególne tytuły miewają określoną przydatność do użytku. Nie jest to bynajmniej konkluzja uniwersalna, raczej uproszczenie, bo przecież amatorzy retro to całkiem spore grono. Ale faktem jest, że sama dynamika procesu rozwoju techniki to motor napędowy branży zobowiązanej dostarczać z każdym kolejnym mocniejszym procesorem czy generacją konsol tytuły bardziej rozbudowane i oferujące szersze możliwości.

Czytaj też: Konsole nowej generacji

Zresztą zjawisko remake’u jest dla branży gier stosunkowo nowe, bo to nie to samo co porty, czyli wersja tej samej gry na inną platformę, niekiedy bardziej rozbudowana; remaster będący tym samym tytułem, ale z usprawnioną grafiką i np. poprawioną mechaniką i paroma bonusami. Czy też reboot, próba restartu marki. Mowa o technicznym skoku jakościowym.

Reklama