Wielki Kryzys, którego skutki były odczuwalne w USA właściwie przez całą dekadę lat 30., uderzył także w branżę filmową. Spadły ceny biletów, a więc również zyski z ich sprzedaży. Sale świeciły pustkami, znaczną część kin zdecydowano się zamknąć. Gdy wreszcie koniunktura zaczęła się zmieniać, do czego przyczynił się program reform administracji prezydenta Franklina Delano Roosevelta, zakładający państwowy interwencjonizm, również Hollywood zaczęło stawać na nogi.
Warto pamiętać, że nawet wtedy w seansach uczestniczyło, i to w najgorszym momencie, czyli ok. 1933 r., ponad 50 mln ludzi. Filmy były eskapistyczną i niezbędną rozrywką, o czym już w 1941 r. przekonywał Preston Sturges, próbując podsumować w „Podróżach Sullivana” ten newralgiczny okres. W obliczu pandemii koronawirusa publiczność zasiada przed prywatnymi, mniejszymi ekranami. Warto może z tej okazji sięgnąć po któryś z popularnych i najbardziej kasowych tytułów czasów depresji, wzbogacając listę o najciekawsze screwball comedies z lat 30. i 40.
„Mój pan mąż” (reż. Gregory La Cava, 1936)
Jedna z najbardziej postrzelonych komedii w dziejach kina, hit kasowy doby Wielkiego Kryzysu, a zarazem nieco zjadliwy komentarz do sytuacji. Irene Bullock (Carole Lombard), ekscentryczna dziedziczka fortuny, zatrudnia Godfreya Parke’a (William Powell), kloszarda z szemraną przeszłością, na stanowisku lokaja w rodzinnej posiadłości. Zakochują się w sobie. Mezalians, jak się patrzy! Do tego odtwórcy głównych ról byli małżeństwem i rozwiedli się trzy lata przed rozpoczęciem produkcji.