Nominacje jak zawsze się rozmijają i to dobrze, bo nagrody powinny się uzupełniać. Wtedy mniej książek się pomija. W tym roku jednak kilku brakuje.
Nike i Gdynia. Co cieszy, czego brak
W Nike cieszy przede wszystkim obecność „Stramera” Mikołaja Łozińskiego, „Znikania” Izabeli Morskiej, „Jaremianki” Agnieszki Daukszy, „Baśni o wężowym sercu...” Radka Raka, „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko, „Płuczek” Pawła Piotra Reszki czy nowej książki Filipa Zawady. Bardzo cieszy „Kalendarz majów” Konrada Góry, bo z nominacjami poetyckimi w Nike bywało różnie. Na szczęście „Cieśniny” Wojciecha Nowickiego znalazły się w nominacjach do Gdyni, więc książka nie została przeoczona. Są też Urszula Zajączkowska i Tomasz Bąk, co także cieszy. Nagroda Literacka Gdynia zauważa książki spoza głównego nurtu, jak eksperymentalny tom Marcina Mokrego „Świergot”. I znakomicie, że w kategorii „przekład” znalazł się Piotr Sommer za arcywspaniałe tłumaczenie Charlesa Reznikoffa „Co robisz na naszej ulicy”.
Na liście nominacji Nike są też książki, których obecność dziwi („Potop” Salci Hałas), pewne nazwiska znalazły się tu chyba tylko dlatego, że zawsze są. Natomiast kłują w oczy braki – dlaczego nie ma nigdzie „RuRu” Joanny Rudniańskiej? Albo jej wydanej w tym samym roku powieści „Sny o Hiroszimie”? W Wydawnictwie Nisza ukazało się sporo świetnych książek, nie ma żadnej. Brakuje debiutu „Mapa” Barbary Sadurskiej, znakomitego tomu Justyny Bargielskiej „Dziecko z darów” (Wydawnictwo Wolno).