Zacznę od refleksji osobistej. Staram się ufać ludziom i nigdy nie skreślać ich z góry. Toteż gdy dyrektorem CSW Zamek Ujazdowski został Piotr Bernatowicz, byłem jednym z nielicznych, który nie przyłączył się do ogólnego lamentu nad przejęciem zasłużonej placówki przez prawicowe siły.
Owszem, nie wszystko, co robił wcześniej, mi się podobało, a niekiedy wręcz nie podobało. Ale też pamiętałem Bernatowicza jako kompetentnego historyka sztuki, niezłego naczelnego pisma „Arteon” i zasadniczo człowieka niekoniunkturalnie traktującego kwestie artystyczne, choć stojącego w innym niż ja miejscu ideowych i politycznych wyborów. Uważałem, że należy dać mu szansę w nowym miejscu, zakładając, że dyrektorski kontrakt na siedem lat zapewnia mu na tyle dużą niezależność, iż może poświęcić się dobru sztuki, choć zapewne z niejakim prawicowym przechyłem. Bez niepotrzebnych serwitutów i demonstracyjnych gestów.
Czytaj też: Osobliwa zmiana wart w muzeach narodowych
Bard Pietrzak w CSW
Bernatowicz w programie, który pozostawiła mu po sobie jego poprzedniczka Małgorzata Ludwisiak, grzebał umiarkowanie i nawet nie zamknął przed czasem (choć wielu to wieszczyło) niewątpliwie mu uwierającej wystawy Karola Radziszewskiego. I nawet zmanipulowanie przez niego wideozapisu akcji artystycznej młodych twórców rezydentów o „piekle kobiet” (na „aborcja = piekło kobiet”) od biedy można było potraktować jako akt bezkompromisowego artystycznego dyskursu.