Najpierw mainstreamowe środowisko sztuki potrójnie zmroziły iście lodowe informacje. Po pierwsze, że dotychczasowa szefowa CSW Małgorzata Ludwisiak nie dostanie nominacji na drugą kadencję. Po drugie, że minister Piotr Gliński nie zamierza organizować konkursu na to stanowisko. I po trzecie, że kierowanie placówką powierzył Piotrowi Bernatowiczowi, który jest wprawdzie doktorem historii sztuki, ale o narodowo-prawicowych poglądach. Poza tym był szefem publicznego Radia Poznań, czyli wiadomo, propagandowe tuby PiS. Ruszyła więc akcja protestacyjna połączona ze zbieraniem podpisów „przeciw”. Efektowna i oczywiście całkowicie bezskuteczna, czego można się było od początku spodziewać.
Czytaj także: Osobliwa zmiana wart w muzeach narodowych
W CSW ze skromnym CV
Teraz Piotr Bernatowicz oficjalnie przedstawił swoich zastępców i znowu się zakotłowało. Fakt, że nie szukał ich zbyt daleko. Znalazł bowiem w niszowym poznańskim pisemku „Luka”, które wydaje... żona Bernatowicza. To historyk sztuki Marcel Skierski, pełniący w tym wydawnictwie funkcję redaktora naczelnego, oraz Krystyna Uta Różańska-Gorgolewska, malarka i jego zastępczyni. Ponoć oboje są znani ze skrajnie prawicowych poglądów, co w tej sytuacji raczej dziwić nie powinno.
Martwić jedynie może, że mają tragicznie skromniutkie CV. Kuratorowanie jakimś niedużym wystawom, artykuły prasowe itp. Tymczasem teraz przyjdzie im się zmierzyć z zarządzaniem naprawdę dużą instytucją kultury. Słuszne poglądy, a nawet zawodowa wiedza mogą okazać się niewystarczającym kapitałem, o czym przekonaliśmy się boleśnie za krótkiej, acz burzliwej kadencji prof. Jerzego Miziołka w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Jakim szefem okaże się Bernatowicz
Bernatowicz działa na mainstreamowy świat sztuki jak płachta na byka. Już sama jego obecność jest wystarczającym powodem, by atakować. Z góry wydano wyrok: nowy dyrektor zarżnie zasłużoną placówkę i jedną z najważniejszych dla współczesnej sztuki w Polsce. Może zarżnie, a może nie? Co ciekawe, na razie wyrok zapadł wyłącznie w oparciu o przypuszczenia i ekstrapolacje. Bo nowy szef CSW nie podjął jeszcze żadnej decyzji programowej.
Dotychczasowa szefowa, odchodząc, rozpowszechniła w mediach listę wystaw, jakie zaplanowano za jej kadencji do końca 2020 r. Wyglądało to, jakby chciała z góry związać ręce swemu następcy i zasugerować: patrzcie, dziennikarze, uważnie i sprawdzajcie, czy przy tym programie nie gmera. Cóż, nie jest to zdecydowanie spis przedsięwzięć, które są w stanie zachwycić prawicowego dyrektora. A jednak biuro prasowe CSW wydało ostatnio komunikat, że program będzie realizowany i dopiero w 2021 r. Bernatowicz zacznie pokazywać sztukę po swojemu.
Jakoś nikt nie zauważył też faktu, że zaproszony do programu Jana Pospieszalskiego o, filuternym zważywszy na czasy, tytule „Warto rozmawiać”, a poświęconego wystawie Karola Radziszewskiego, bronił artysty i jego wolności wypowiedzi przed pełnymi furii i demagogii atakami gospodarza programu. Nie zamknął też ekspozycji przed czasem, co wieszczyło wielu jego adwersarzy.
Z drugiej strony konsekwentnie odmawia wypowiedzi i wywiadów „drugiej stronie”, czyli m.in. TOK FM, „Gazecie Wyborczej” czy „New York Timesowi”, o co można mieć słuszną pretensję, bo pracuje za pieniądze z naszych podatków i ma obowiązek zachowywać transparentność.
Czytaj też: Polska przetrzymuje dzieła sztuki? „NYT” rozpętał pseudoaferę
Będzie więcej prawicowej sztuki?
Czy rzeczywiście Zamek Ujazdowski stać się może siedliskiem narodowo-prawicowej narracji artystycznej? Wbrew pozorom wcale nie będzie to takie łatwe. Lista polskich artystów, którzy otwarcie deklarują podobną do Bernatowicza wizję świata, jest w sumie nie tak długa, a artystów z jakąkolwiek jakością artystyczną – jeszcze krótsza: Wojciech Korkuć, Jacek Adamas, Jerzy Kalina (bo nie sądzę, by sięgał po podszytą kiczem sztukę Stanisława Koziełł-Wolskiego czy Zbigniewa Dowgiałły). To trochę za mało jak na placówkę przygotowaną na kilkanaście wystaw rocznie. Ponieważ twórcy dotychczas hołubieni przez „art world” dość solidarnie zapowiedzieli bojkotowanie CSW, cała nadzieja w tym, że Bernatowicz sięgnie po narracje „środka”: dobrą sztukę o korzeniach chrześcijańskich, malarstwo figuratywne odwołujące się do tradycyjnych nurtów, jak surrealizm czy ekspresjonizm, ciekawą abstrakcję.
Czytaj też: Jak przegrywa minister Gliński
Pomysł, by rozszerzać w CSW pole sztuki, jest niegłupi, pod warunkiem że pozbawiony będzie ideologicznego zacietrzewienia. W nieistniejącym już miesięczniku „Arteon”, którego był niegdyś Bernatowicz redaktorem naczelnym, pokazywano w ostatnich latach sporo takiej sztuki. Fakt, że do awangardy jej daleko, ale czy tylko awangardą mamy się zachwycać?
Z ideowo-politycznymi poglądami Bernatowicza jest mi nie po drodze. Ale irytuje mnie wydawanie wyroków w ciemno. „Poznacie ich po owocach” – tę biblijną prawdę radziłbym zastosować także w tym przypadku. Może przemawia przeze mnie naiwność? A może wręcz przeciwnie – doświadczenie.
Czytaj też: Wątpliwa estetyka sztuki narodowo-religijnej