Pierwsze ujęcie: czarna plansza z pytaniem „Czy historia przestanie się powtarzać?”. Po niej następuje dynamiczny montaż sceny śmierci trzech Afroamerykanów zabitych przez białych policjantów. Krótkometrażowy film „Trzej bracia – Radio Raheem, Eric Garner i George Floyd”, opublikowany kilka dni temu w internecie przez Spike’a Lee, to wstrząsające dwie minuty, w których kondensują się gniew, strach i rozpacz czarnych obywateli Stanów Zjednoczonych. Popularny reżyser ponownie bierze na siebie rolę sumienia Ameryki – z nadzieją, że jego głos wreszcie zostanie wysłuchany.
Wiosna Spike’a Lee była precyzyjnie zaplanowana. Maj na festiwalu w Cannes. „To zaszczyt być pierwszym przedstawicielem afrykańskiej diaspory na stanowisku przewodniczącego jury” – mówił. Czerwiec to premiera nowego filmu „Pięciu braci” (wynikające z tłumaczenia podobieństwo do tytułu krótkometrażowego filmu jest przypadkowe, oryginalny brzmi „Da 5 Bloods”), zrealizowanej dla Netflixa opowieści o czarnych weteranach, którzy wiele lat po wojnie wracają do Wietnamu, by odnaleźć miejsce pochówku swojego dowódcy oraz skarb, który ukryli podczas służby.
Ale wszystkie plany rozsypały się niczym domek z kart. Canneński festiwal odwołano. Zamiast szykować się do podróży na Lazurowe Wybrzeże, Lee dokumentował życie Nowego Jorku zmagającego się z pandemią koronawirusa. Złożył hołd ukochanemu miastu krótkim filmem „New York New York”, wzruszającym zestawieniem ujęć opustoszałych ulic metropolii oraz portretów lekarzy i ratowników medycznych. Premierę „Pięciu braci” przyćmiły zaś protesty, które ogarnęły całe Stany Zjednoczone. Kraj eksplodował wściekłością po zabójstwie George’a Floyda, 46-letniego Afroamerykanina uduszonego przez policjanta w Minneapolis.