Może pomidorka? – pyta Jacek Mazurkiewicz, bo warzywa pięknie mu w tym roku obrodziły. Jak co rano z radością wchodzi do ogrodu, sięga po dojrzałe warzywo, gryzie, czerwona skórka pęka i Mazurkiewicz słyszy cichy krzyk cierpienia. Biedna roślina. Jej ból nie jest gorszy niż ból innych żywych stworzeń, które tym tylko różnią się od niej, że mogą swobodnie się przemieszczać...
O nie, nie – Mazurkiewicz nie ulega takim modnym ostatnio tendencjom. Nie antropomorfizuje. Wie, że choć rośliny obdarzone są pewną indywidualnością, posiadają coś na kształt układu nerwowego, są zdolne do czegoś, co z pewną przesadą można nazwać zdolnością zapamiętywania i uczenia się, to królestwo roślin ma dobrze zdefiniowane granice. Co nie znaczy, że nie można wspólnie z nimi uprawiać sztuki. To właśnie robi Mazurkiewicz: gra na zieleninie.
W jego muzycznym laboratorium muchołówki i wątrobowce, rośliny obdarzone urodą nieostentacyjną, stają się bohaterami udanej międzygatunkowej artystycznej kolaboracji: – Prowokuję je do generowania impulsów elektrycznych, a te, przesyłane do instrumentów, generują dźwięk bezpośrednio lub sterują jego parametrami. Z muchołówki uzyskuję ostry impuls, z wątrobowca długą i łagodną falę – wyjaśnia artysta, kończąc spożywać pomidora.
Rondo elektronów
Mazurkiewicz komponuje muzykę autonomiczną, teatralną i filmową, produkuje, gra na kontrabasie, basie, syntezatorach modularnych, łączy akustykę z elektroniką. Współpracuje z saksofonistą, klarnecistą i kompozytorem Mikołajem Trzaską, Wojciechem Jachną, Normanem Westbergiem (Swans), przedstawicielami rodzimej i zagranicznej awangardy, ale również z Jackiem Kleyffem w Orkiestrze Na Zdrowie czy założycielem zespołu Hey Piotrem Banachem w jego zespole BAiKA.