18 listopada. Nie był to może nasz 18 brumaire’a, ale miesiąc się zgadza, no i wypadki warszawskie też przejdą do historii, tak jak zamach stanu Ludwika Bonapartego. Dzień 18 listopada 2020 r. zapamiętamy dzięki obrazom: Sejm za podwójnym kordonem barierek, toczący pianę wicepremier ds. bezpieczeństwa, policyjne pałki i gaz przeciwko pokojowej demonstracji Strajku Kobiet, złożonej w znacznej mierze z młodych dorosłych płci żeńskiej. Ten dzień to cezura w historii naszego życia pod rządami PiS.
Zmiana w scenach naszego widzenia
Cezurę łatwo poznać po tym, że nagle wyczerpuje się język – brakuje słów, żeby nazwać nową postać świata. 18 listopada często dało się słyszeć skargi na media – i to wcale nie te z Woronicza – że źle nazywają rzeczy. Dziennikarze ewidentnie nie nadążali za tym, co widzieli. Nikt nie nadążał. Kiedy wieczorem udostępniałam na Facebooku zdjęcia z zajść na pl. Powstańców Warszawy i w okolicach, nie potrafiłam ich opisać. Choćby to z ul. Wareckiej: podwórko kamienicy, wysoki płot z metalowych prętów i aluminiowa drabinka, dzięki której ludziom udaje się przejść na drugą stronę. Minęło parę chwil, zanim znalazłam słowa: to, na co patrzyłam, to była ucieczka z kotła przed łapanką, ludzie zjednoczyli się wobec sił reżimu. Kiedy Sławomir Sierakowski, po wielu tygodniach codziennych raportów z Białorusi, udostępnił tamtej środy zdjęcie zamaskowanych zbirów z pałkami, nie sposób było się zorientować, czy to zdjęcie z Mińska, czy z Warszawy. Okazało się w końcu, że z Warszawy.
„Tu zaszła zmiana w scenach naszego widzenia” – chciałoby się sparafrazować zdanie Marii Dąbrowskiej. Ta zmiana nie dokonała się w jeden dzień. Pamiętamy choćby sprawę wytoczoną przez państwo PiS „kobietom z mostu”, które metodami non violence zablokowały marsz faszystów w Warszawie w 2018r. Pamiętamy o nękanej za akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa Elżbiecie Podleśnej, wywiezionej do Płocka i upokarzanej przez funkcjonariuszy policji. Pamiętamy szykany wobec kilkudziesięciu osób zatrzymanych w związku z demonstracją w obronie Margot w sierpniu tego roku. Wiszących nad Polską złowróżbnych znaków było tyle co w „Trylogii” Sienkiewicza, ale większości z nas wydawały się one tylko anomaliami.
Czytaj też: Policja w służbie władzy
Jeszcze jesteśmy na powierzchni
18 listopada obudziliśmy się nagle jak Nicephorus Glykas, biskup z Lesbos, który po dwóch dniach przeleżanych w otwartej trumnie wśród żałobnych śpiewów swoich wiernych usiadł nagle z szeroko otwartymi oczami i nie mógł zrozumieć, co robi na własnym pogrzebie. Obudziliśmy się tak, jak obudziłby się Gregor Samsa, gdyby „Przemiana” Kafki zaczęła się wcześniej: w trakcie potwornej transformacji, z połową brzucha w postaci chitynowego pancerza, z jedną nogą już zamienioną w karaluszą kończynę i z jednym owadzim czułkiem wyrastającym gdzieś znad oka. Obudziliśmy się jak ta żaba z porzekadła, która gotowała się na wolnym ogniu i miała tego nie zauważyć, aż jej oprawca niechcący upuścił chochlę i wytrącił ofiarę z letargu. Zasłona opadła.
Jedyna pociecha, że mogło być gorzej. Moglibyśmy obudzić się w sytuacji, której panicznie bało się tak wielu, m.in. Nikołaj Gogol i Edgar Allan Poe – żywcem w grobie. Tymczasem jesteśmy jeszcze na powierzchni. Mamy czym oddychać, możemy się ruszać, możemy się bronić.
Czytaj też: Policja, zbrojne ramię władzy. Tej hańby nie da się zmyć
Bicie nigdy nie było tak proste
Symbolem nowej postaci świata stała się teleskopowa pałka – wnuczka kabli, którymi aktyw robotniczy okładał studentów w 1968 r., córka gumowych pałek, które czuli na grzbiecie robotnicy na Wybrzeżu w 1970 r. i chłopaki z NZS w stanie wojennym. Pałka nad pałkami, niezniszczalny instrument do bicia, wykonany pieczołowicie „z najwyższej jakości hartowanej stali nierdzewnej”.
Opisy tego narzędzia w internetowych sklepach z militariami graniczą z poezją. Można się z nich dowiedzieć, że pałka teleskopowa idealnie nadaje się do działań takich jak „uderzenia, dźwignie, duszenia” oraz że „tylko pałki hartowane posiadają gwarancję, iż nie ulegną deformacji w wyniku użycia”. Do produkcji użyto „ciągnione na zimno bezszwowe rury”, pokryte powłoką „o dużej odporności na ścieranie”. Ich „rękojeść o głębokiej, antypoślizgowej fakturze wykonano z elastycznego tworzywa, dającego pewny chwyt w każdych warunkach”.
Pałka teleskopowa jest bardzo praktyczna także dlatego, że można ją przenosić „zarówno w postaci złożonej, jak i rozłożonej – gotowej do natychmiastowego użycia”. Aż chciałoby się skwitować ten opis hasłem reklamowym: Bicie kobiet i dzieci jeszcze nigdy nie było tak proste.
Czytaj też: Policja wprowadza terror. Na czyj rozkaz?
Niechybny koniec PiS
Władza, której pałkarze z Biura Operacji Antyterrorystycznych bronią przed mitycznym „suwerenem”, zmaterializowanym nagle w postaci „nieprawomyślnych” kobiet i dzieci, lubi mówić o swojej wierności polskiej tradycji. Można jednak wątpić, czy na pewno tę tradycję zna, bo przecież gdyby rzeczywiście ją znała, nie podkładałaby się tak spektakularnie właśnie na polu symbolicznym. Pałką z rur ciągnionych na zimno nie dopisywałaby swojego rozdziału do historii etosu rycerskiego w Polsce, będącego fundamentem postaw typu „panie przodem” i orężem przeciwko „azjatyckiemu” komunizmowi, ważną składową polskiej tożsamości. Traktowaniem dzieci gazem łzawiącym i ciąganiem ich po komendach bez żadnego trybu nie wpisywałaby się w tradycję „triumfujących nad dziatwą” siepaczy Nikołaja Nowosilcowa z trzeciej części „Dziadów” Mickiewicza.
Zaprawdę powiadam: ta władza się sypie. I nawet jeśli jeszcze za wcześnie ogłaszać, że „partia trzyma się na pałach”, dzień 18 listopada zapowiada jej niechybny koniec. Inna sprawa, że takie końce potrafią ciągnąć się bardzo długo.
Czytaj też: Co się stanie, gdy Strajk przygaśnie?