Gdy 45 lat temu w jednym z tokijskich hoteli prezentowano JVC HR-3300, pierwszy odtwarzacz kaset VHS, mało kto się chyba spodziewał, jak wielka rewolucja w branży rozrywkowej właśnie się zaczyna.
Dzisiaj, w świecie streamingu, telewizorów z funkcją nagrywania, a nawet płyt Blu-ray, oglądanie tego, co chcemy i kiedy chcemy, wydaje się naturalne. Przez dekady ludzie, którzy nie byli milionerami mogącymi wypożyczyć lub kupić taśmę z filmem i odtworzyć ją w prywatnym kinie – Howard Hughes słynął z tego, że prawie codziennie puszczał sobie w prywatnym kinie „Stację Arktyczną Zebra” (zanim zbudował własną salę projekcyjną, film ten regularnie leciał w należącej do niego stacji telewizyjnej; jak przegapił któryś z ulubionych fragmentów, to dzwonił, żeby cofnięto transmisję) – jeśli chcieli obejrzeć coś, co nie jest najnowszym hitem akurat wyświetlanym na srebrnym ekranie, zdani byli na osoby układające kinowe retrospektywy albo telewizyjne ramówki. I oczywiście musieli swoje życie dopasować do tego, w jakich godzinach dany film, serial lub inna produkcja jest emitowana.
Czytaj też: Winyle, kasety, polaroidy. Stare wraca do łask
Trudy nagrywania
Nagrywanie, archiwizowanie i odtwarzanie przez dekady było na tyle trudne logistycznie i kosztowne, że nie tyle nie było dostępne dla konsumentów – nie robili tego nawet sami twórcy. Z tego powodu znaczna część twórczości z pierwszych dekad telewizji przepadła bezpowrotnie, chociażby prawie 100 odcinków