„Muszą wreszcie przestać kręcić ten film. (…) Przecież nakręcili go już milion razy” – napisała niedawno Rebecca Solnit o kolejnej produkcji, której kołem napędowym stały się zwłoki młodej kobiety. Te skazane na śmierć heroiny krytyczki nazywają czasem „dziewczynami z lodówki”, gdyż właśnie taki sposób wysyłania komunikatów upodobali sobie filmowi czy komiksowi złoczyńcy. Kiedy czytam reportaż Karoliny Sulej o Margaret, gdzie po raz pierwszy padają słowa o pedofilskiej przemocy seksualnej, której piosenkarka padła ofiarą (jako dziesięciolatka!), nie mogę się opędzić od obrazu „dziewczyn w lodówce”.
Uśmiechaj się. Okres masz?
Reportaż Karoliny Sulej zatytułowany został co prawda: „Margaret: Zostałam zgwałcona. Jako dziesięcioletnia dziewczynka. Cała moja kariera to zaklepywanie ran”, ale jego siła leży w tym, że pokazuje zarówno konsekwencje traumy – i to w życiu kogoś, kogo utożsamiamy z sukcesem! – jak i drogi wyjścia z życiowej „lodówki”. Margaret nie opowiada Sulej szczegółów z napaści, której doświadczyła. Opowiada, dlaczego nigdy wcześniej o tym nie mówiła:
„Od nas się przede wszystkim wymaga, żebyśmy były posłuszne. O kolesiach mówi się: »Aa, bo on taki jest«, »On zawsze się buntował«. Dziewczyna, która się buntuje, uchodzi za sukę albo wariatkę. Słyszysz tylko: »Ładnie się ubierz«, »Uśmiechaj się«, »Nie kłóć się, ty wariatko!«, »Nic ci nie odpowiada. Okres masz?«. Zabija się w nas chęć robienia rzeczy po swojemu. Zgniata się nas, mówi się, że mamy być takie, jak ktoś sobie wymyślił. Nie możemy powiedzieć jak faceci: »Nie, kurwa, nie zrobię tego, mam w dupie, co o mnie myślisz«”.
Margaret mówi również, jak to jest żyć z niewyznaną, nieprzepracowaną traumą: „A Gosia myślała tylko o tym, że wolałaby mieć nowotwór niż ten rodzaj raka, który ją toczył od środka” – pisze Sulej. I cytuje piosenkarkę: „To moje najczarniejsze wspomnienie. Zazdrościłam komuś, że ma raka. To mnie bardzo uderzyło. Po tym wydarzeniu po raz kolejny zaczęłam szukać pomocy specjalisty”.
Czytaj też: Dlaczego nie potrafimy współczuć ofierze gwałtu?
Śmierć pięknej kobiety
Sulej umiejętnie pokazuje, jak trauma i będąca jej konsekwencją depresja zamieniły się w pracoholizm: „showbiz”, który jawił się z początku jako „świat z Disneya”, to „w końcu miała być jej tratwa ratunkowa. Ale Disney ją oszukał. Za pozorami kryło się naciskanie, toksyczne nawyki, rywalizacja. Nie była żadnym Kopciuszkiem, który trafił do opowieści ze szczęśliwym zakończeniem”.
Margaret, a właściwie Małgorzata „Maggie” Jamroży, opowiadając o swoim życiu, pokazała, że przemoc wobec kobiet jest opłacalna. Przemoc często (zbyt często) realna, fizyczna, seksualna. Ale także przemoc reprezentacji wpisana w kulturę, która uczy nas, że „dobra kobieta” musi umrzeć, a przynajmniej przestać istnieć, przestać mówić o sobie czy „robić rzeczy po swojemu”. I dlaczego ta przemoc się opłaca.
Doświadczenie traumy, jak uczą nas specjaliści, nie polega tylko na samym zdarzeniu. Wyleczenie nie może nastąpić, dopóki społeczność nie uzna tego, co się stało, symbolicznie nie przyjmie straumatyzowanej osoby z powrotem na swoje łono. Kobiety tymczasem padają ofiarami przemocy, a potem w obrazach kultury umierają tysiącem śmierci, gdyż, jak mówił już Edgar Allan Poe, „Śmierć pięknej kobiety jest bez wątpienia najbardziej poetyckim tematem świata”.
Wyrafinowane słowa romantycznego pisarza mają jednak dokładnie ten sam sens co komentarze fanów Margaret, którzy najgoręcej chwalili ją właśnie wtedy... kiedy czuła się niemal martwa: „Kiedy występowała w telewizyjnym makijażu i ledwo trzymała się na nogach ze smutku, dostawała świetne recenzje i komplementy, a kiedy tylko pokazała swoją prywatną twarz i prawdziwe emocje, usłyszała, że to nie do przyjęcia” – pisze Sulej.
Czytaj też: Gwałty randkowe. Istnieją i są powszechne
Policja jest zadowolona
Ta kulturowa blokada przed odsłanianiem siebie, ale też kulturowe wyniesienie ponad wszystko martwych, cierpiących czy upokorzonych kobiet (jak choćby w naszym eksportowym hicie, filmie „365 dni”), zbiera bardzo konkretne żniwo. Według raportu feministycznej fundacji „STER” z 2016 r. aż 87 proc. Polek doznało jakiejś formy przemocy seksualnej lub molestowania. Dotyka to w sposób szczególny dziewcząt do lat 15.
Tymczasem w 2021 r. zgłoszono zaledwie 2 257 zgwałceń, a jednostki policji potwierdziły, że zgwałcenie miało miejsce w 1 081 przypadkach. To i tak dużo, z dumą informuje polska policja, ze względu na zmianę trybu ścigania z wnioskowanego na z urzędu: „Wzrost liczby postępowań i przestępstw stwierdzonych z art. 197 kk wskazany w 2014 r. ma związek ze zmianą trybu ścigania przestępstwa z wnioskowego na ścigane z urzędu (KPK)”. Wzrost liczby postępowań? Powiedzcie to Margaret.
Czytaj też: Gwałty. Niezgłoszone, umorzone, zawieszone