Dogonić rzeczywistość
Serhij Żadan dla „Polityki”: Na początku wojny ciągle patrzyliśmy w niebo
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Po raz pierwszy wyjechał pan z Ukrainy do Polski na kilka spotkań, w czasie których zbierał pan środki na zakup samochodów dla wojska. I w tym czasie, w nocy z 17 na 18 sierpnia, Charków został brutalnie ostrzelany. Jak to jest wyjechać dziś z Ukrainy?
SERHIJ ŻADAN: – Źle, strasznie. Chcę do domu. Rozumiem, że trzeba wyjeżdżać, będziemy mieć we wrześniu trasę razem z zespołem Żadan i Psy, ale serce mówi co innego. Paradoks polega na tym, że my w Charkowie czujemy się bardzo spokojni, a kiedy tylko wyjeżdżamy poza miasto, pojawia się strach, choć teoretycznie tam jest bezpieczniej. Ale działa efekt miasta – fortecy, warowni. Mimo że latają rakiety i nie ma żadnego zabezpieczenia przed tym. Ale to subiektywne odczucie miasta jest bardzo ważne dla ludzi, którzy tam zostali. Dlatego rozumiem charkowian, którzy nie chcą wyjeżdżać. Odczuwanie miasta to jest taka rzecz, której nie znaliśmy, zanim zaczęła się wojna.
Wiele osób śledzi pana posty w mediach społecznościowych, sprawdza, co nowego w Charkowie. Ale to też jest duża odpowiedzialność. Skąd bierze pan siłę, żeby nieustannie podtrzymywać ludzi na duchu?
W którymś momencie poczułem tę odpowiedzialność i zacząłem pisać codziennie. To było dziwne, bo przed wojną sam prowadziłem swoje media społecznościowe i pisałem, co chciałem i kiedy chciałem. Teraz rozumiem, że powinienem coś pisać, bo dla innych to jest ważne – że wszystko jest porządku, że wszyscy są żywi. Wielu ludzi wyjechało i czeka na wieści z miasta. Oczywiście jest wiele spraw dotyczących tej wojny, o których nie wiem, więc piszę o sprawach osobistych. Szczególnie ważny jest dla mnie wolontariat, zbieranie pieniędzy i pokazywanie, na co zostały wydane. Dlatego pokazujemy zakupione samochody.