Wystarczyłoby kilka filmów z lat 60. – „Do utraty tchu”, „Amatorski gang”, „Alphaville”, „Szalony Piotruś” – by Godard na stałe zapisał się w historii kina. Rewolucyjny czas, gdy twórcy Nowej Fali, z Godardem, Truffautem i Resnaisem na czele, podkopywali fundamenty sztuki filmowej, rzucali wyzwanie drobnomieszczańskiej mentalności i estetyce, by wreszcie, często dosłownie, pójść na barykady w 1968 r.
„Wdarliśmy się do kina niczym jaskiniowcy do Wersalu Ludwika XV”, mówił o filmach Nowej Fali. Jego dzieła były politycznymi manifestami (Godard był radykalnym marksistą, na fali wydarzeń maja 1968 r. doprowadził do zerwania festiwalu w Cannes, wzywając do solidarności z protestującymi robotnikami i studentami), ale flirtującymi z kinem gatunkowym (uwielbiał m.in. Alfreda Hitchcocka i Williama Wylera), choć przetwarzanym przez reżysera na własnych zasadach.
Czytaj też: Godard znów na barykadach. „Księga obrazów” w Cannes
Rzucał widzom wyzwanie
U źródeł jego kina zawsze był bunt. Traktował film jako wyzwanie rzucone politycznym, społecznym i obyczajowym normom. Sprzeciwiał się regułom, ignorował je. Pracował bez ustanku (w ciągu siedmiu lat od debiutanckiego „Do utraty tchu” nakręcił kolejnych 14 filmów), nierzadko radykalnie zmieniając swoje podejście do kina.
Pod koniec lat 60. porzucił względnie tradycyjną i czytelną narrację na rzecz dokumentalnych produkcji tworzonych w ramach grupy Dziga Wiertow, kolektywu opisującego świat ze skrajnie lewicowych pozycji.