Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Cannes 2023: Haynes i Moretti pokazują nowe filmy. Czy wypada się śmiać?

Twórcy filmu „Maj grudzień”, w środku Todd Haynes Twórcy filmu „Maj grudzień”, w środku Todd Haynes Antonin Thuillier / EAST NEWS
Kreatywność filmowców, nawet gdy flirtują z autotematyzmem w sztuce, nie zna granic, chociaż efekty bywają różne. Świetnie wypadł typowany do grona canneńskich laureatów „Maj grudzień” Todda Haynesa, ale już Nanni Moretti poległ w tym temacie.

Film Amerykanina jest szalenie prowokacyjnym dramatem z wieloma odniesieniami do „Persony” Bermana. Historia nawiązuje do autentycznego, opisywanego przez media skandalu – złamania prawa przez trzydziestoparoletnią Mary Kay Letourneau, nauczycielkę ze stanu Waszyngton, oskarżoną o przestępstwo seksualne i skazaną po przyznaniu się do gwałtu drugiego stopnia na 13-letnim chłopcu z szóstej klasy. Rzecz miała miejsce pod koniec lat 90., ale tabloidy długo jeszcze mieliły tę sprawę, żerując na ludzkiej ciekawości. Po wyjściu z więzienia romans był kontynuowany, a obie strony zarzekały się, że ich związek jest dobrowolny. Film Haynesa naświetla ten bulwersujący obyczajowo przypadek z perspektywy hollywoodzkiej aktorki (Natalie Portman), zaangażowanej do roli uwodzącej chłopca kobiety w mającym dopiero powstać melodramacie odtwarzającym niejako tamtą sprawę.

Gwiazda przyjeżdża zaproszona do eleganckiego domu starszej o ponad dwie dekady bohaterki w celu dowiedzenia się czegoś więcej o jej motywacjach, życiu z piętnem gorszycielki, poczuciu wstydu, co miałoby ułatwić jej zrozumienie i głębsze utożsamienie się. Postać grana przez Julianne Moore okazuje się szczęśliwą na pierwszy rzut oka, dojrzałą panią, świętującą właśnie ukończenie liceum przez córkę, która jest jedną z trojga dzieci urodzonych przez nią w zakazanym związku (ma jeszcze dorosłego syna z pierwszego małżeństwa). „Maj grudzień” stara się dokonać dekonstrukcji tej relacji zarówno na poziomie realnych uczuć łączących parę z różnicą wieku wynoszącą 23 lata, jak i ich odbicia (przetworzenia) w zapisie realizowanej fikcji.

Czytaj też: Fårö – ukochana wyspa Bergmana

Kadr z filmu „Maj grudzień”mat. pr.Kadr z filmu „Maj grudzień”

Todd Haynes i teatr pustych gestów

Wszyscy bohaterowie postmodernistycznego dramatu Haynesa mają coś do ukrycia, czują się niespełnieni, biorą udział w teatrze pustych gestów, przykrywających ich traumy i niemiłe oblicze. Metafora pięknego motyla wykluwającego się z larwy symbolizuje stan świadomości męża – zbyt niedojrzałego jako nastolatek do podjęcia odpowiedzialności za swoje czyny i uczucia, dopiero na późniejszym etapie życia rozumiejącego, kim się stał, czego mu brakuje i za czym tak naprawdę tęskni. Julianne Moore, jako ciężko doświadczona gospodyni domowa (w dzieciństwie molestowana przez braci), perfekcyjnie odtwarza naiwną radość ze złudnego panowania nad sytuacją, z przyklejonym do twarzy mieszczańskim, sztucznym uśmiechem, za którym kryje się obawa, że ktoś zdemaskuje ideały, w które ona sama nigdy nie wierzyła. Najbardziej zdeprawowaną istotą okazuje się grana przez Portman aktorka gotowa dla kariery manipulować ludźmi, uprawiać seks w zamian za pozyskanie informacji i zagłuszać sumienie. „Maj grudzień” nie potępia, nie moralizuje, przygląda się raczej chłodno osobliwemu spektaklowi nieprzyznających się do błędów, pełnych tajemnic osób.

Przekroczenie jako grzech pierworodny sprowokowany pragnieniem wolności – o tym w istocie jest kino Haynesa, zawsze krążące wokół problematyki wykluczenia, seksualności i konstruowania tożsamości. Najczęściej w oparciu o starszą, bardziej doświadczoną osobę, co zwykle prowadzi w jego filmach („Carol”, „Daleko od nieba”) do uzależnienia i uczuciowego drenażu. Stąd Bergman – wcześniej Fassbinder i Sirk – jako patron opowieści, z dążeniem do obnażenia fasadowości życia zamaskowanego elegancką formą kłamstwa, kryjącego się w społecznych oczekiwaniach, normach obyczajowych, narzucających, kim się jest czy być powinno.

Czytaj też: Ironia Nanniego Morettiego

Kadr z filmu „Jaśniejsze jutro”mat. pr.Kadr z filmu „Jaśniejsze jutro”

Nanni Moretti przyjęty bardzo źle

Przebłysku choćby namiastki takiej komplikacji trudno się dopatrzeć w bardzo źle przyjętym „Jaśniejszym jutrze”, najnowszym dziele Włocha Nanniego Morettiego, próbującego równać do „Osiem i pół” Felliniego (recenzent prestiżowego „Guardiana” wystawił filmowi najniższą z możliwych ocen). Nawet jeśli potraktuje się to jak satyrę na rozbuchane ego reżysera grającego w filmie samego siebie, czyli sławnego przedstawiciela kina autorskiego zajmującego się sprawami ducha (w przeciwieństwie do kolegów – rzemieślników tłukących kino gatunkowe), to jednak drażni w nim samoubóstwienie i brak autokrytycyzmu.

Moretti wciela się w filmowca kręcącego dramat polityczny o stosunku włoskich komunistów do węgierskiego powstania w 1956 r. Stanowisko partii jest takie, że nie da się być komunistą i nie poprzeć Sowietów. Co doprowadza do myśli samobójczych redaktora naczelnego dziennika „l’Unità” – oficjalnego organu Włoskiej Partii Komunistycznej, opowiadającego się po stronie walczących o wolność Węgrów. Grany przez Morettiego reżyser też zmaga się z kryzysem. Brakuje chętnych do sfinansowania projektu, buntują się aktorzy, po 40 latach małżeństwa rzuca go żona. Załamanie odreagowuje tańcem i nuceniem popularnych przebojów, przenosząc atmosferę musicalu na plan filmowy.

Bardziej niż słanie aluzji do Felliniego Morettiego interesuje powrót do źródeł własnej twórczości, czemu służą liczne odniesienia do „Dziennika intymnego”, „Pokoju syna”, „Czerwonego lobika” (w jednym z epizodów pojawia się również Jerzy Stuhr, jeden z ulubionych aktorów reżysera). Jednak prawdziwym przesłaniem filmu jest chęć przypomnienia okoliczności podjęcia decyzji o odcięciu się włoskich komunistów od moskiewskich sponsorów, co w trakcie trwającej wojny z Ukrainą ma swoją wagę. W Wikipedii można przeczytać, że ta decyzja została podjęta znacznie później. Nie w 1956 r., a dopiero w latach 80. „l’Unità” zaczęła głosić ideę eurokomunizmu, odrzucającego „przewodnią rolę ZSRR w ruchu robotniczym”.

Ciekawe, kto się myli. Tak czy inaczej, Moretti nakręcił reklamówkę wiecznie żywej idei komunizmu, zrealizowaną przez wynoszącego się ponad innych, wierzącego w swoją nieomylność artystę. Tylko czy wypada się z tego jeszcze śmiać?

Cannes 2023: wybitna „Anatomia upadku”, sensacja festiwalu

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną