W roli idoli
Już te melodie kiedyś słyszeliśmy. Dlaczego w Polsce odżywa moda na covery
Polską publiczność i artystów różnych pokoleń tego lata podzielił „Nóż”. Cover utworu hardrockowej grupy Illusion o tym tytule, wykonywany podczas warszawskiego przystanku Męskiego Grania przez Mroza, Vita Bambina i Iga, nie spodobał się Tomaszowi „Lipie” Lipnickiemu, wokaliście i gitarzyście legendarnego zespołu. „Czuję zażenowanie” – napisał krótko pod nagraniem występu opublikowanym na Facebooku przez dziennikarza Jacka Nizinkiewicza. Później wypowiedział się w dłuższej formie wideo. Zaznaczył, że nie ma problemu z nagrywaniem nowych wersji piosenek, ale przypomniał, że ta opowiada o morderstwie i samobójstwie. A tu utwór o dużym ciężarze zmienił się w lekki stadionowy przebój.
Fakt, że obecni giganci biorą na warsztat tych dawnych, nie powinien zdziwić żadnego obserwatora polskiego rynku muzycznego. Jego znacząca część to bowiem wrażenia zastępcze. W Opolu nastolatki Roksana Węgiel i Viki Gabor śpiewały Marka Grechutę i Bajm. Popularnością cieszy się wciąż program „Twoja twarz brzmi znajomo” Polsatu, w którym utwory wielkich gwiazd wykonują celebryci w odpowiedniej charakteryzacji. Według danych Nielsen Audience Measurement 18. sezon nadawanego w piątkowym prime-time formatu przyciągał przed telewizory średnio 1,42 mln widzów.
Zewsząd dobiegają nas melodie, które już nieraz słyszeliśmy, lecz coraz częściej zaczynamy także oglądać muzyczne repliki. Przykłady Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych sygnalizują, że rośnie popularność twórców i zespołów grających tylko covery, składających hołd poszczególnym legendom z przeszłości. Nie tylko muzyką, ale i wyglądem.
Bliżej niż gwiazdy
– To tańsze niż stadionowy show i łatwiej zaparkować auto – mówi związany z „New Yorkerem” Don Steinberg, gdy pytam o przyczyny popularności takich zespołów-hołdów w USA.