Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Czwarta władza idzie pod młotek

Fot. Bright Meadow, Flickr (CC BY SA) Fot. Bright Meadow, Flickr (CC BY SA)
Spadek nakładów najbardziej renomowanych gazet opiniotwórczych oraz przejmowanie ich przez międzynarodowe koncerny nastawione wyłącznie na zysk jest zjawiskiem coraz bardziej niepokojącym. Kryzys prasy zagraża demokracji - twierdzi filozof Jürgen Habermas.

Habermas wie, o czym mówi. W swej wydanej niemal pół wieku temu pracy „Strukturalna zmiana opinii publicznej” wykazał, że w XVIII w. rozwój wolnego rynku stworzył nowoczesną opinię publiczną i demokrację parlamentarną. Dziś jednak przestrzega przed nieograniczonym wolnym rynkiem medialnym. „Żadna demokracja nie może sobie na to pozwolić” – przestrzega na łamach monachijskiej „Süddeutsche Zeitung”.

Nie bez powodu wybrał właśnie tę lewicowo-liberalną gazetę. „SZ” jest w Niemczech największym i najlepiej redagowanym dziennikiem ponadregionalnym. Sprzedaje się lepiej niż konserwatywno-liberalna „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (365 tys. sprzedanych egzemplarzy dziennie). Pięć lat temu oba te okręty flagowe niemieckiego „dziennikarstwa najwyższej jakości” poważnie uszkodził orkan na rynku ogłoszeń. Obie gazety musiały wprowadzić radykalne oszczędności („FAZ” zwolniła ponad stu dziennikarzy i zlikwidowała prestiżowe dodatki). Dziś „Süddeutsche” ma stabilny nakład 450 tys. egzemplarzy i przynosi zyski. A jednak zawisł nad nią miecz Damoklesa. Właśnie dlatego, że jest w doskonałej kondycji, właściciele chcą ją sprzedać z jak największym zyskiem.

Nie jest to przypadek odosobniony. W USA podobny los (po „New York Times”, „Los Angeles Times” czy „Washington Post”), grozi renomowanemu „The Wall Street Journal”, a we Francji – „Le Monde”. Czwarta władza idzie pod młotek, stwierdza sucho „Die Zeit”. Hamburski tygodnik ma szczęście. Przez niemal pół wieku wydawał go Gerd Bucerius, liberał, który pilnie uczestniczył w kolegium redakcyjnym, był niezłym publicystą i swych redaktorów naczelnych traktował jako partnerów, a nawet jako rodzinę.

Polityka 28.2007 (2612) z dnia 14.07.2007; Kultura; s. 68
Reklama