Rewolucja w ortografii? Uczniowie się nie przejęli. Zmienia się nie to, co trzeba!
Rada Języka Polskiego zapowiedziała szereg zmian w ortografii naszego języka, ale oczekiwania społeczne są znacznie większe. Choć zmieni się aż 11 zasad, to nie zmienią się te, które sprawiają najwięcej problemów, np. rz czy ż, ch czy h, ó czy u, ę czy en, e czy ę, ą czy om, -ji czy -i albo -ii oraz wiele innych.
Z punktu widzenia typowego użytkownika, który nie studiował filologii polskiej, zmienią się drobnostki, wręcz – jak powiedzieli moi uczniowie – duperele. Właśnie duperelami można nazwać ujednolicenie pisowni wielką literą nazw wszystkich mieszkańców, zarówno państw (np. Polak), dużych obszarów (np. Ślązak), jak i miast (było łodzianin, będzie Łodzianin), dzielnic (było widzewianin, będzie Widzewianin) i wsi (było koziebrodczanin, będzie Koziebrodczanin) albo marek (np. Subaru) i jednostkowych produktów (było: mam w garażu subaru, będzie: mam w garażu Subaru).
Czytaj też: Dlaczego nie upraszczamy polskiej ortografii?
Łatwiej po łacinie niż po polsku
Zmiany, które wprowadza Rada Języka Polskiego, to żadne zmiany. Grono szacownych decydentów nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo skurczyła się liczba Polek i Polaków, którzy jako tako radzą sobie z pisaniem bez błędów. Dziś normą jest, że nawet w rozprawie doktorskiej roi się od błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, więc żeby nie było wstydu, trzeba dać ją do sprawdzenia komuś, kto zna się na tej jakże przestarzałej umiejętności. Takich ludzi ze świecą można szukać. Łatwiej dziś znaleźć kogoś, kto mówi biegle po łacinie, niż umie bezbłędnie pisać po polsku. Mistrzowie ortografii się trafiają, jednak jak przyjdzie co do czego, szybko wychodzi na jaw, że tylko się przechwalają.