Cannes 2024: Lanthimos łamie reguły kina, dzieli widzów. Jakim cudem mu się to udaje?
„Ludzie zawsze zmuszają mnie do potwierdzenia swojego punktu widzenia, ale ja po prostu tego nie robię”. Lanthimos często powtarza to zdanie, gdy jest pytany, o czym są właściwie jego filmy. Krytycy i publiczność poznali już wystarczająco dobrze jego styl, przyzwyczaili się do dziwności świata, w których smutni bohaterowie łamią ustalone zasady, zachowują się w zgoła nienaturalny sposób, co każdy interpretuje po swojemu. Sukces dwóch ostatnich dzieł reżysera opierał się na podrzucaniu stosunkowo łatwych do rozwikłania metafor wpisanych w przerysowane, gatunkowe kino, dodatkowo zniekształcone przez szaloną wyobraźnię artysty. Sąsiadowanie w nich śmiesznych i potwornych scen było normą. Teraz wszystko to się zmieniło.
Poza prowokowaniem i wywoływaniem szoku estetycznego wiadomo, co najbardziej interesuje Lanthimosa. Jego filmy dlatego m.in. są tak dyskutowane, gdyż zmuszają do przemyślenia nie tylko reguł obowiązujących w sztuce, ale też wedle których społeczeństwa czy poszczególne jednostki urządzają swój świat. Łamiąc ustalone zasady gry albo wyznaczając arbitralnie nowe, najczęściej absurdalne granice dopuszczalnych zachowań, Grek lubi sprawdzać, co mieści się jeszcze w obrębie naszej poczytalności, a co już zahacza o czyste szaleństwo. Słowem, Lanthimos uświadamia nam, że to, co chcielibyśmy uznać za poszukiwanie wolności, prowadzi, rzecz jasna, do jej utraty. Bo jeśli jakiś śmiałek ma ochotę kwestionować obowiązujący porządek oraz konwencję – czeka go piekło.
Czytaj też: Lanthimos, czyli ubogie istoty
„Rodzaje życzliwości”, granice wolności
W „Rodzajach życzliwości” również chodzi o abstrakcyjną refleksję o podstawowych, najbardziej uświęconych wartościach, stanowiących fundament człowieczeństwa.