Opublikowana przez maleńkie Wydawnictwo IX powieść Istvana Vizvarego sprawia wrażenie, jakby przybyła do nas z innych czasów. Bo wszystko, co reprezentuje sobą ta wybitna książka, wydaje się iść wbrew rynkowi. To tzw. twarda fantastyka naukowa, a więc ten jej odłam, który na poważnie podchodzi do realizmu prezentowanych wizji i (w miarę możliwości) trzyma się faktów lub ekstrapoluje je w ramach prawdopodobieństwa.
Sęk w tym, że w księgarniach tego typu pozycje to gatunek nie tyle zagrożony, ile niemalże mityczny. Z jednej strony wymaga wiele od osoby autorskiej, narzuca konieczność pracy ze źródłami i dyscyplinę w warstwie tego, co wyobrażone. Z drugiej zaś – wymagająca jest sama lektura, bo twarda fantastyka naukowa bywa bezkompromisowa, jeżeli chodzi poziom wiedzy odbiorców. Te historie mają być dla nas wyzwaniem, mają zabierać nas w miejsca, których nie znamy, a często – jak w „Solaris” Lema czy właśnie „Lagrange” – pewna doza niezrozumienia jest częścią podróży.
Fantastyka? Nie tylko Chiny
W ostatnich latach najgłośniejszą pozycją tego typu była trylogia „Wspomnienie o przeszłości Ziemi” Liu Cixina, którą otwierała powieść „Problem trzech ciał”. Historia doczekała się ekranizacji zarówno w kraju autora, Chinach, jak i w postaci amerykańskiego serialu Netflixa. Jeszcze jednak zanim w Polsce mogliśmy obejrzeć te produkcje, same książki były zaskakującym przebojem, a wydawca, Rebis, chwalił się sprzedażą na poziomie ok. 100 tys. egzemplarzy. Wynik dla fantastyki naukowej – nomen omen – kosmiczny.