Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Horror bez sequela? Splat!FilmFest znika, bo nie dostał dotacji. Kinomanów zaboli

Splat!FilmFest, edycja z 2024 r. Splat!FilmFest, edycja z 2024 r. mat. pr.
Jeśli nie wydarzy się jakiś nieoczekiwany – jak przystało na kino gatunkowe – zwrot akcji, Splat!FilmFest przechodzi właśnie do historii. Strata tym większa, że w ciągu dekady urósł do rangi jednego z najciekawszych wydarzeń filmowych w Polsce.

Po dziesięciu latach z filmowej mapy znika Splat!FilmFest, jedyny w Polsce międzynarodowy festiwal poświęcony kinu grozy i jego szeroko pojętym peryferiom. Impreza, co warto zaznaczyć na wstępie, ceniona nie tylko przez miłośników horroru, bo też nie ograniczająca się wyłącznie do promowania tego gatunku (choć za to także zyskała uznanie w świecie: w 2022 r. serwis Dread Central nazwał Splat!FilmFest jednym z najlepszych festiwali horroru na świecie).

„Ze względu na brak zrozumienia wartości i rangi festiwalu w Polsce, brak wsparcia finansowego lub wsparcie na poziomie ochłapów, nie jesteśmy w stanie zrealizować kolejnych edycji. Najnowsze rozdanie dotacji Ministerstwa Kultury dało nam do zrozumienia, że 10 lat naszej katorżniczej pracy to za mało, aby rozdający karty w tym kraju zrozumieli w ogóle, czym Splat!FilmFest jest. Grantodawcy w naszym kraju chyba uważają, że granty na kulturę są po to, by wzmacniać jeszcze bardziej najsilniejszych i budować imperia”, napisała w emocjonalnym oświadczeniu Monika Stolat, twórczyni i dyrektorka festiwalu. „Oczywiście dojrzały mężczyzna na czele imprezy też by się przydał, ale akurat u nas nie ma. Niestety stworzyliśmy festiwal, który jest za oryginalny i innowacyjny na Polskę”.

Splat!FilmFest czy, precyzyjnie rzecz ujmując, organizująca go Fundacja Nowa Aleksandria w ramach ministerialnego naboru do programu Film 2025 dostała ocenę końcową w wysokości 61 pkt. Niewystarczająco, by dostać dotację, festiwal otrzymał jednak dofinansowanie w trybie rezerwy ministra: 40 tys. zł na trzy kolejne edycje. Za mała kwota, by w ogóle zacząć myśleć o organizacji imprezy. (Żadnego wsparcia nie otrzymał także inny festiwal organizowany przez Fundację Nowa Aleksandria, WTF, którego druga edycja była zaplanowana na ten rok).

Tyle faktów: jeśli nie wydarzy się jakiś nieoczekiwany – jak przystało na kino gatunkowe – zwrot akcji, Splat!FilmFest przechodzi właśnie do historii. Strata tym większa, że w ciągu dekady rzeczywiście urósł do rangi jednego z najciekawszych wydarzeń filmowych w Polsce.

Konkurencja dla streamingu

Skromne początki Splat! to cztery dni pokazów w lubelskim Centrum Kultury. W 2015 r. to jeszcze nie był festiwal z prawdziwego zdarzenia, ale szansa na spotkanie z klasyką drastycznego kina: w programie znalazły się m.in. „Nędzne psy” Sama Peckinpaha i „Diabeł” Andrzeja Żuławskiego.

Na tej podstawie zbudowana została impreza na znacznie większą skalę: od 2018 r. Splat! odbywał się także w Warszawie, a w ostatnich latach również we wrocławskich Nowych Horyzontach (po drodze opuścił Lublin). Przyciągnął stałą i wciąż rosnącą publiczność: większość seansów – przynajmniej tych, w których miałem szansę uczestniczyć w ramach warszawskich edycji imprezy – była wyprzedana do ostatniego miejsca. Na festiwal przyjeżdżali amerykańscy twórcy kina niezależnego, w tym ikony takie jak Lloyd Kaufman, twórca osławionej wytwórni Troma. Tu miały premiery lub specjalne pokazy polskie filmy z gatunkowego pogranicza, takie jak „Wilkołak” Adriana Panka czy „Cisza nocna” Bartosza M. Kowalskiego. Dzięki Splat!FilmFestowi olbrzymią popularność zyskały cykliczne pokazy (odbywające się już w wielu miastach), takie jak „Najlepsze z najgorszych” czy „Kultowe klasyki”.

Organizująca wszystko z niewielkim zespołem Monika Stolat od lat stawiała sobie za cel promocję kina gatunkowego, zwłaszcza tego, które jest pomijane przez krytyków, spychane na margines. A przy tym aktywizowanie publiczności, która w ostatnich latach przywiązała się raczej do streamingu niż chodzenia do kin. – Czasami sam film nie wystarczy, nawet jak jest arcydziełem. Ludzie chcą czegoś więcej. Widzę to po cyklu pokazów „Najlepsze z najgorszych”: to, co dzieje się na ekranie, jest tak absurdalne, że wyjście do kina zmienia się w imprezę, jest więcej zabawy, więcej emocji. Wyjście do kina na takie wydarzenie staje się ogromną konkurencją dla zwykłego oglądania filmu w domu, a nawet normalnego seansu przed wielkim ekranemmówiła „Polityce” w ubiegłym roku Stolat.

Sieroty po festiwalu

Czy zniknięcie Splat! zaboli kinomanów? Jasne, każdy festiwal i każde kino znikające z kulturalnej mapy Polski to realna strata w dostępie do kultury, zwłaszcza tej trudniej dostępnej – tak, w epoce dominacji serwisów streamingowych wciąż są filmy, których naprawdę nie da się obejrzeć inaczej niż w ramach festiwalu. Wiedzą to doskonale bywalcy Nowych Horyzontów, Docs Against Gravity czy Warszawskiego Festiwalu Filmowego. I nie inaczej jest w przypadku filmów gatunkowych. To, że jakaś produkcja jest horrorem albo komedią, nie oznacza automatycznie, że w którymś momencie trafi do serwisów VOD.

Tym bardziej że Splat! zawsze był programowany ambitnie. Nie robił powtórek z filmów grozy, które były dostępne w multipleksach (choć czasem przedpremierowo pokazywał popularne hity, takie jak kolejne odsłony krwawego „Terrifiera”). Sięgał po produkcje niezależne z całego świata, odświeżające horror jako gatunek, pozwalające przyglądać mu się z innych punktów widzenia niż ten obowiązujący w Hollywood. Organizował konkurs filmów krótkometrażowych, prelekcje, dyskusje, spotkania z twórcami. Był częścią Méliès International Festival Federation, federacji skupiającej festiwale kina gatunkowego. Publiczność Splata! bawiła się doskonale na brutalnych slasherach, ale przy okazji oglądała filmy, które przełamywały gatunkowe ograniczenia, testowały odporność widzów, mówiąc jednocześnie coś ważnego o współczesnym świecie. Wiele, być może większość tytułów, które można było obejrzeć na Splat!FilmFest, do dziś pozostaje niedostępna w serwisach streamingowych, nie mówiąc już nawet o nośnikach fizycznych. I trudno sobie wyobrazić, że po podobne filmy sięgną teraz inne imprezy (wyjątkiem może być gdański Octopus, który akurat ministerialną dotację szczęśliwie otrzymał). Luka po Splat! nie wypełni się wcale tak łatwo.

Wielbiciele horroru, doskonale znający rządzące gatunkiem klisze, mogą za to pocieszać się nadzieją, że festiwal – niczym wielu protagonistów filmów grozy – powróci w jakiś sposób zza metaforycznego grobu. Silniejszy, większy i jeszcze trudniejszy do pokonania.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Awantura w Dzieżkach. Od ciemnoskórych sąsiadów odgrodzili się płotem granicznym

We wsi Dzieżki pod Mońkami wybuchła awantura sąsiedzka nowopolskiego typu: za miedzę sprowadzili się ciemnoskórzy, więc trzeba było odgrodzić się od nich płotem granicznym.

Marcin Kołodziejczyk
11.11.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną