Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Miał cichą pewność siebie. Michael Madsen nie żyje. To zmarnowana kariera?

Michael Madsen na planie filmu „Kill Bill” Michael Madsen na planie filmu „Kill Bill” Zuma Press / Forum
Aktor zyskał popularność dzięki występom w filmach Quentina Tarantino, ale nigdy nie dostał w Hollywood szansy, by pokazać pełnię swoich umiejętności.

„Michael Madsen rozumiał, że bycie cool nie polega na przechwalaniu się ani na byciu najtwardszym i najbardziej skomplikowanym facetem. Tu chodzi o cichą pewność siebie, która wynika z całkowitej obojętności”, napisał w serwisie Bluesky amerykański pisarz S.A. Cosby po śmierci aktora. Michael Madsen zmarł 3 lipca na zawał serca. Miał 67 lat.

W świadomości kinomanów Madsen zaistniał niemal z dnia na dzień dzięki tej jednej scenie ze „Wściekłych psów”. Mr Blonde (w polskich przekładach znany czasami jako Blondyn), jeden z członków grupy, która dokonała napadu na sklep jubilerski, wyjmuje zza cholewy buta brzytwę, włącza radio (leci „Stuck in the Middle With You” szkockiego zespołu Stealers Wheel), zaczyna tańczyć, po czym obcina ucho skrępowanemu i zakneblowanemu policjantowi.

Szokujący moment – choć kamera odwraca się w stosownym momencie, akt tortury pozostawiając wyobraźni widzów – którym Quentin Tarantino przypominał, że jego debiutancki film jest nie tylko pastiszem gangsterskiego kina, lecz jednocześnie historią, w której ból i śmierć są realne.

Czytaj też: Tarantino: Mogłem stać się przestępcą. I gdyby nie kino, pewnie bym nim został

Gangsterzy, gliniarze, rewolwerowcy

Dziś wydaje się, że Tarantino nie mógł wybrać lepszego aktora do roli Blondyna. Michael Madsen jest jednocześnie charyzmatyczny i odpychający, zabawny – proszę jeszcze raz obejrzeć scenę z obciętym uchem i przyjrzeć się mimice aktora – i przerażający. Blondyn w jego wykonaniu do stuprocentowy psychopata, jedna z najbardziej niepokojących postaci w filmach Tarantino.

Reklama