Opadł już kurz po rocznicowych fajerwerkach, bogatym programie i licznych gościach z dwóch lat poprzednich. W tym roku najstarszy i największy festiwal muzyki współczesnej w Polsce wraca do sprawdzonej i postulowanej przez krytyków formuły: wyróżnionego regionu i kultury. W tym roku zmaga się nie tylko z coraz potężniejszym konkurentem w postaci krakowskiego Sacrum Profanum (poświęconym Niemcom i raczej klasyce XX wieku niż nowościom XXI), lecz także atakiem jesieni polskiej, zimnej, deszczowej, sprawiającej że nikomu z domu wychodzić się raczej nie chce. Czy organizatorom uda się przywrócić ciepły klimat - chociaż dla muzyki?
Mają na to duże szanse. Festiwal próbuje się ograniczyć i zdefiniować, po paru latach zamierzonego eklektyzmu, w ramach którego pompatyczne neoromantyczne symfonie sąsiadowały z kameralnymi utworami szmerowymi czy elektronicznymi, polska klasyka z zagranicznymi debiutami... Wybór Hiszpanii jest przy tym, co należy głośno i dobitnie zauważyć, niezwykle ambitny. No bo czy znamy w Polsce jakiegokolwiek klasycznego XX-wiecznego kompozytora hiszpańskiego? Stockhausen to Niemiec, Nono - Włoch, Boulez - Francuz, Ligeti - Węgier, Harvey - Anglik... Hiszpania to biała plama na naszej mapie muzycznej świadomości. A dodajmy, że przecież to zawsze także krąg hiszpańskiej kultury i języka, kultury i wrażliwości - znany może z wakacyjnych eskapad, ale nie wizyt na współczesnym festiwalu. Dochodzi Meksyk, Argentyna, Urugwaj, Ekwador...
W ramach tego regionalnego zbliżenia prezentowanych jest aż ponad 30 kompozytorów, niektórzy z paroma dziełami. Do takich wyróżnionych postaci należy przede wszystkim José María Sachnez-Verdú (ur. 1968) z trzema kompozycjami granymi odpowiednio w niedzielę 21.09 o 19:30, wtorek 23.09 o 16:30 i sobotę 27.